Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Gminne zdobycze

Linki

Znajomi

wszyscy znajomi(45)
ministat liczniki.org

Zlot! - cz. II - Ekipa łódzka rusza do Podlesic

Piątek, 24 kwietnia 2009 | dodano:04.05.2009Kategoria Wycieczka
Km:172.53Czas:07:22km/h:23.42Pr. maks.:59.86Rower:

Z Transatlantykiem obudziliśmy się ok. 5. Ja jeszcze troszkę zdrzemnąłem się. Wstaliśmy bardzo wcześnie, wyruszyliśmy szybciej niż planowaliśmy - bo o 7.30. Miki przeprowadził nas łódzkimi uliczkami na trasę do Bełchatowa, po drodze ktoś rzucił za nami: "Wyścig Pokoju jedzie" XD. Po drodze miałem stracha że zerwała mi się szprycha - coś klekotało mi w tylnym kole, na szczęście Rafał uwolnił mnie od obaw - to tylko expander się obijał o szprychy, ufff...
Na trasie bełchatowskiej miejscami zacząłem nie nadążać za resztą ekipy i tak było do końca - jak straciłem ich tylko na kilka metrów tak przepaść zaczęła coraz bardziej rosnąc. Na szczęście często towarzyszył mi Transatlantyk, który najlepiej prowadził, utrzymując znośne, ale żwawe jak dla mnie tempo. Kilka km przed Bełchatowem cały peleton wyminą Remigiusza, robiącego zdjęcia, ja stanąłem przy nim, napiłem się i ruszyłem dalej. Zjechaliśmy z małej górki, stanęliśmy na chwilkę na światłach, a Remiga nie było dalej, zielone - jedziemy, po niespełna 2 min. znów się odwróciłem by go wypatrzeć, a on już mi siedział na "ogonie" - to jest pocisk na rowerze! - uczucie jak w czasie bitwy powietrznej ;) Dojechaliśmy do Bełchatowa, tam dołączył do nas Szkodnik, kolejny postój, pojedliśmy schaboszczaki i udka które miałem z domu XD Gdy ruszyliśmy musiałem całą ekipę zatrzymać (nie po raz ostatni) bo wydawało mi się że rękawiczkę zostawiłem, na szczęście była w kieszeni i ruszyliśmy dalej.

ekipa łódzka w pełnym składzie © vagabond


Jednogłośnie zdecydowaliśmy żeby nadłożyć kilka km i wjechać na górę Kamieńsk. Podjazd był na początku stromy no i bardzo długi. Najgorszy był pierwszy odcinek - pod koniec zaczęło mi oddechu brakować, dalej znacznie lepiej, widoki podziwiałem po drodze :) Niestety nie pokonałem tego podjazdu za jednym razem - co chwila odwracałem się żeby rzucić okiem na elektrownie - w końcu za którymś razem za mocno kierownicą odbiłem i musiałem się nogą podeprzeć. Na szczycie urządziliśmy przerwę, porobiliśmy trochę zdjęć na rozciągający się na wiele kilometrów widok. Spotkaliśmy też rowerzystę który pracuje w okolicy, co więcej zna nasze forum! trochę pogadaliśmy i w dóóóóóół. Zjazd był szybki, ale przez mocny wmordewiał nie mogłem przekroczyć 60 km/h. Jeszcze tam wrócę i może nawet swój rekord przebiję! :]

panorama z góry Kamieńsk © vagabond


Dalsza trasa prowadziła przez miasteczka i wioski, dalej jechaliśmy szybko, tylko trochę jak wycieczka szkolna - co niecałą godzinę postój, a to podjeść, napić się, ja musiałem raz na stacje zjechać, innym razem wypiął mi się expander i spadł mi z bagażnika namiot - kolejny postój itd. itp. ;) Ale była to dla mnie pierwsza poważna jazda w grupie, do tej pory nie miałem przyjemności jechać w taki sposób - w peletonie, w którym obijały się o siebie sakwy prowadzących Mikiego i Remigiusza.
Na trasie z Radomska mijało nas kilkanaście wozów strażackich, zapewne na obchody św. Floriana jechali, a jak na ironię kilka km dalej w Złotym Potoku (już Jesteśmy w Złotym Potoku?! Czyli już na Jurze?!!! - to było zaskoczenie :) okazało się że wybuchł pożar!
Do celu nie pozostało już daleko, ale za to stromo - znów długie podjazdy (takiej Jury nie znałem, pomimo że byłem już tam 2x na rowerze), Remigowi pękł pręt pod siodłem, on z Transatlantykiem zostali, my ruszyliśmy, ale szybko nas dogonili. Przed Podlesicami ja zostałem gdzieś daleeeeeko w tyle, przez kempingiem zebraliśmy się żeby wjechać uroczyście, w szyku - w parach, zapewne by błysnąć przed grupą krakowską, której nie było :P Nie dojechali również gdy już zarejestrowani rozbiliśmy namioty, i gdy braliśmy kąpiel. Ktoś od nich wspominał że muszą być przed nami? :P W międzyczasie dojechało kilku forumowiczów, ale krakusów nadal nie było. Już umyty wyjrzałem za nimi na drogę - są! NARESZCIE! pierwszy zjawił się Blindbob, dalej reszta ekipy.

Rozbili namioty, pomogliśmy Usulowskiemu w rozbiciu jego chatki, nazbierano gałęzi na ognicho, każdy opowiedział kilka słów o sobie i tak siedzieliśmy z kiełbaskami nad ogniem, na gitarze przygrywał nam Miki, Transatlantyk i Waxmund. Wszystko to trwało do godziny 3. w nocy.


Łódź - Ksawerów - Pabianice - Rydzyny - Pawłówek - Dłutów - Wadlew - Bełchatów (stąd ze Szkodnikiem) - Łękawa - Kaliska - Góra Kamieńsk - Łękińsko - Brudzice - Dobryszyce - Radomsko - Gidle - Garnek - Św. Anna - Złoty Potok - Niegowa - Kotowice - Podlesice
7.30 - 18.30

komentarze
Miło tak sobie odświeżyć pamięć (zwłaszcza, że chwile były niezwykle miłe), ale czekamy nadal na gwóźdź programu!. Skoro napisanie relacji zajmuje Ci trochę czasu (to zrozumiałe), to choć kilometraż wpisz! Mnie od tygodnia skręca z ciekawości, odkąd się dowiedziałem, że wbrew planowi jechałeś z Częstochowy rowerem! I nic nie szepnąłeś, Cwaniaczku... :DD
aard
- 20:58 poniedziałek, 4 maja 2009 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa emwog
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

  • Moje rowery

  • Kategorie bloga

    archiwum

    szukaj