Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2012
Dystans całkowity: | 1429.01 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 76:33 |
Średnia prędkość: | 18.67 km/h |
Maksymalna prędkość: | 42.58 km/h |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 109.92 km i 5h 53m |
Więcej statystyk |
Dzień IV - Koniec imprezy!
Niedziela, 29 stycznia 2012 | dodano:05.02.2012Kategoria 'Koga, do 100 km, Wypad
Km: | 84.93 | Czas: | 06:40 | km/h: | 12.74 | Pr. maks.: | 42.58 | Rower: | Koga |
Wstajemy dość wcześnie, na szczęście się nie pochorowałem wiec mogliśmy ruszyć w trasę skoro świt. Michał - Podjazdy ze swoim GPSem znowu chciał wyprowadzić nas w jakieś 'niewiadomoco', ale zawieja zasypała szlak i pohamowała jego sadystyczne zapędy... tymczasowo ;-)
Spokojnie, asfalcikiem dotarliśmy do Ogrodzieńca, potem Ryczowa, Złożeńca i Bydlina. Jak wjechałem na górkę i zobaczyłem przez co brnie ekipa to aż zakurwowałem (poza tym że lubię marudzić, to nie byłem gotowy na takie odcinki bo ustaliliśmy że wstajemy wcześnie i bez lipy jedziemy do Krakowa żeby zdążyć na pociąg) :P
Kolejne atrakcje to Kaliś, małopowierzchniowe pustkowie śnieżne (świetna przeprawka!) i cudny Ojcowski Park Narodowy i spotkanie z arcyuprzejmymi krakowskimi kierowcami :P
Robota wre jak na robotniczym plakacie
Po co mi nożka?
KOOONIEC (nie chce mi się wchodzić w szczegóły :-P)
Total odo: 1 428 km
Total time: 76:35 h
Spokojnie, asfalcikiem dotarliśmy do Ogrodzieńca, potem Ryczowa, Złożeńca i Bydlina. Jak wjechałem na górkę i zobaczyłem przez co brnie ekipa to aż zakurwowałem (poza tym że lubię marudzić, to nie byłem gotowy na takie odcinki bo ustaliliśmy że wstajemy wcześnie i bez lipy jedziemy do Krakowa żeby zdążyć na pociąg) :P
Kolejne atrakcje to Kaliś, małopowierzchniowe pustkowie śnieżne (świetna przeprawka!) i cudny Ojcowski Park Narodowy i spotkanie z arcyuprzejmymi krakowskimi kierowcami :P
Robota wre jak na robotniczym plakacie
Po co mi nożka?
KOOONIEC (nie chce mi się wchodzić w szczegóły :-P)
Total odo: 1 428 km
Total time: 76:35 h
Dzień III - Wyprawka
Sobota, 28 stycznia 2012 | dodano:05.02.2012Kategoria 'Koga, do 100 km, Wypad
Km: | 83.32 | Czas: | 06:10 | km/h: | 13.51 | Pr. maks.: | 33.34 | Rower: | Koga |
Znowu trzeba było czekać aż się spakuję (który to już raz?)...
Pierwszy odcinek ciężki - gruntówka 'zbombardowana' przez ciągnik. Później trochę lżej, ale dla zachowania podwyższonego tętna złapałem kapcia.
Nasz hotelik
Potem znowu trochę asfaltu, terenu i lodu, w międzyczasie gleba, dołączył do nas Yacek, ja odłączyłem się na gminy i znaleźliśmy się na zaporze w Poraju. Sesja foto, bo zaczęło zachodzić Słońce (ja nie robiłem zdjęć - mróz skutecznie mnie zniechęcił).
Kocówka to dojazd 'nienajprostszą' drogą (no przecież była taka fajna i spokojna wojewódzka!) do Myszkowa i Zawiercia, zawieja na koniec i herbatka u Zbyszka.
Mieliśmy ruszać na nocleg w jakieś chynchy, ale jako że Zbyszek zaprosił nas do siebie a ja przez zmęczenie nie wyglądałem najlepiej (obawiałem się że rano obudzę się chory), wybraliśmy luksusy.
Cieszowa - wypizdów - Boronów - wypizgarz - Starcza - Łysiec - Nierada - Poraj - Żarki-Letnisko - Myszków - ??? - Zawiercie
Dzień IV
Total odo: 1 343 km
Total time: 69:55 h
Pierwszy odcinek ciężki - gruntówka 'zbombardowana' przez ciągnik. Później trochę lżej, ale dla zachowania podwyższonego tętna złapałem kapcia.
Nasz hotelik
Potem znowu trochę asfaltu, terenu i lodu, w międzyczasie gleba, dołączył do nas Yacek, ja odłączyłem się na gminy i znaleźliśmy się na zaporze w Poraju. Sesja foto, bo zaczęło zachodzić Słońce (ja nie robiłem zdjęć - mróz skutecznie mnie zniechęcił).
Kocówka to dojazd 'nienajprostszą' drogą (no przecież była taka fajna i spokojna wojewódzka!) do Myszkowa i Zawiercia, zawieja na koniec i herbatka u Zbyszka.
Mieliśmy ruszać na nocleg w jakieś chynchy, ale jako że Zbyszek zaprosił nas do siebie a ja przez zmęczenie nie wyglądałem najlepiej (obawiałem się że rano obudzę się chory), wybraliśmy luksusy.
Cieszowa - wypizdów - Boronów - wypizgarz - Starcza - Łysiec - Nierada - Poraj - Żarki-Letnisko - Myszków - ??? - Zawiercie
Dzień IV
Total odo: 1 343 km
Total time: 69:55 h
Dzień II - na Wyprawkę
Piątek, 27 stycznia 2012 | dodano:05.02.2012Kategoria 'Koga, powyżej 200 km, Wypad
Km: | 262.04 | Czas: | 14:09 | km/h: | 18.52 | Pr. maks.: | 37.19 | Rower: | Koga |
Rano nie musiałem się zrywać, bo sklep i tak otwierają o 10. Złożyłem reklamację, odtwarzacz przyjęli (to już sukces! ciekawe jak będzie z realizacją) i ruszyłem w trasę ok. 10.30. Sądziłem że dojeżdżając do Częstochowy będę miał na liczniku ok 200 km i zdążę przed 21. Rzeczywistość kopnęła mnie w jajka...
Przebitka przez Łódź i Pabianice... tfu!
Potem wojewódzką pod lekki wiatr do Bełchatowa. Gdzieś w połowie minął mnie kolarz, ale nie byłem w stanie wyrobić jego tempa i musiałem mu zsiąść z koła. Za to za Bełchatowem poł.-wsch. wiatr ładnie popychał i tak leciutko doturlałem się za Szczerców gdzie przystąpiłem do ciężkiego gminobrania.
W Konopnicy wyczułem ze obciera mi błotnik o koło, po oględzinach okazało się że
pękła dolna śruba mocująca bagażnik do ramy (i to tak perfidnie że nic z owej śruby nie wystaje z oczka). Jako że nie miałem ochoty na śrubkarską robotę na mrozie, jechałem na pojedynczym mocowaniu... do końca Wyprawki :-P
Cała ta heca sprawiła że ominąłem zjazd na Osjaków, co zauważyłem 5 km dalej, zawracać się zbytnio nie opłacało, dlatego postanowiłem kontynuować objazd. Zaczęło się robić ciemno, a mi wpadło kolejnych kilka 'dodatkowych' kilometrów - za Osjakowem planowałem skrót przez las (ponoć drogą utwardzoną) do Krzeczowa, ale jadąc krajową ósemką, nawet nie wypatrzyłem zjazdu, dlatego musiałem robić objazd przez Olewin i Wierzchlas...
Tu na mapce zaznaczyłem jak chciałem jechać (niebieski) a jak to odbyło się w praktyce (czerwony). + 20 km :(
Zaczęło robić się późno, ale postanowiłem nie odpuszczać gminom :-)
Kilka km dalej... parę minut później (na wojewódzkiej do Częstochowy jechałem między 22. a 23.)... i kilka stopni mniej (jeden z wyświetlaczy po drodze pokazywał -13*, a po północy, za Częstochową było już -14,5*)... Zaczęło mi się odechciewać i myślałem żeby przeczekać noc na dworcu, ale telefon od MartwejWiewiórki i wesoły gwar ekipy wyprawowej w tle (i słowo 'alkohol' :-P) podziałał motywująco.
Już za Częstochową przez okienko w drzwiach kupiłem wodę i napój. Czegoś rozgrzewającego się nie udało nabyć, bo po chwili namysłu sprzedawca stwierdził że nie można płacić kartą (pomimo naklejki na drzwiach 'tu zapłacisz kartą...") :-P Może w tej okolicy tylko gangsterzy jeżdżą na czarnych rowerach, więc chłop się wystraszył i nie chciał mnie wpuścić ;-)
Na koniec nie chciało mi się nawet robić dwóch km żeby zaliczyć pobliską gminę, skierowałem się na Cieszową i ok. 3. grzałem się przy ognisku.
Zamierzałem tak stać przy ognii całą noc, bo obawiałem się że wymarznę w nocy, ale zmęczenie szybko mnie pokonało. I dobrze, bo moje obawy okazały się niepotrzebne.
Dzień III
Total odo: 1 260 km
Total time: 63:45 h
Przebitka przez Łódź i Pabianice... tfu!
Potem wojewódzką pod lekki wiatr do Bełchatowa. Gdzieś w połowie minął mnie kolarz, ale nie byłem w stanie wyrobić jego tempa i musiałem mu zsiąść z koła. Za to za Bełchatowem poł.-wsch. wiatr ładnie popychał i tak leciutko doturlałem się za Szczerców gdzie przystąpiłem do ciężkiego gminobrania.
W Konopnicy wyczułem ze obciera mi błotnik o koło, po oględzinach okazało się że
pękła dolna śruba mocująca bagażnik do ramy (i to tak perfidnie że nic z owej śruby nie wystaje z oczka). Jako że nie miałem ochoty na śrubkarską robotę na mrozie, jechałem na pojedynczym mocowaniu... do końca Wyprawki :-P
Cała ta heca sprawiła że ominąłem zjazd na Osjaków, co zauważyłem 5 km dalej, zawracać się zbytnio nie opłacało, dlatego postanowiłem kontynuować objazd. Zaczęło się robić ciemno, a mi wpadło kolejnych kilka 'dodatkowych' kilometrów - za Osjakowem planowałem skrót przez las (ponoć drogą utwardzoną) do Krzeczowa, ale jadąc krajową ósemką, nawet nie wypatrzyłem zjazdu, dlatego musiałem robić objazd przez Olewin i Wierzchlas...
Tu na mapce zaznaczyłem jak chciałem jechać (niebieski) a jak to odbyło się w praktyce (czerwony). + 20 km :(
Zaczęło robić się późno, ale postanowiłem nie odpuszczać gminom :-)
Kilka km dalej... parę minut później (na wojewódzkiej do Częstochowy jechałem między 22. a 23.)... i kilka stopni mniej (jeden z wyświetlaczy po drodze pokazywał -13*, a po północy, za Częstochową było już -14,5*)... Zaczęło mi się odechciewać i myślałem żeby przeczekać noc na dworcu, ale telefon od MartwejWiewiórki i wesoły gwar ekipy wyprawowej w tle (i słowo 'alkohol' :-P) podziałał motywująco.
Już za Częstochową przez okienko w drzwiach kupiłem wodę i napój. Czegoś rozgrzewającego się nie udało nabyć, bo po chwili namysłu sprzedawca stwierdził że nie można płacić kartą (pomimo naklejki na drzwiach 'tu zapłacisz kartą...") :-P Może w tej okolicy tylko gangsterzy jeżdżą na czarnych rowerach, więc chłop się wystraszył i nie chciał mnie wpuścić ;-)
Na koniec nie chciało mi się nawet robić dwóch km żeby zaliczyć pobliską gminę, skierowałem się na Cieszową i ok. 3. grzałem się przy ognisku.
Zamierzałem tak stać przy ognii całą noc, bo obawiałem się że wymarznę w nocy, ale zmęczenie szybko mnie pokonało. I dobrze, bo moje obawy okazały się niepotrzebne.
Dzień III
Total odo: 1 260 km
Total time: 63:45 h
Dzień I - na Wyprawkę, ale najpierw interesy w Łodzi
Czwartek, 26 stycznia 2012 | dodano:05.02.2012Kategoria 'Koga, powyżej 100 km, Wypad
Km: | 177.48 | Czas: | 09:04 | km/h: | 19.57 | Pr. maks.: | 34.84 | Rower: | Koga |
Coś nie idzie mi wpis z tej wycieczki, a to nie mogę się do niego zebrać, a to coś przełączę i wyczyszczę okno będąc w połowie relacji...
Zarwałem nockę, przez to jechałem w trybie 'byledocelu'.
Ruszyłem przed 8. - godzinę później niż planowałem, co jak się później okaże, mocno zniekształci plan pierwszych dwóch dni.
Na drodze wzdłuż Jeziorska, do Pęczniewa, na oblodzonym odcinku trzeba było jechać pooowolutku i ostrożnie, żeby się nie wyłożyć. Potem musiałem objechać skrót do Rossoszycy, żeby nie wpakować się w podobne warunki.
Planując trasę, nie sprawdziłem w jaką ulicę w Zduńskiej Woli wjechać, żeby dojechać do Wrzesin. To w połączeniu z niedokładna mapą i niewiedzą lokalsów doprowadziło że na mapie gmin mam dziurę - Zapolice.
A czas ciągle uciekał. W Łasku miałem dojechać na Lutomiersk, by zaliczyć Wodzierady, ale musiałem pojechać krajówką na Łódź, żeby zdążyć przed zamknięciem MP3Store. Czy mi to w czymś pomogło? Nie. Dziura na mapie jest nadal, a do sklepu, pomimo iż byłem przed 18. nie zdążyłem, bo jest otwarty do 17. (na stronie jest napisane co innego). Grrrr... Na koniec optymistyczny akcent - w Łodzi odebrał mnie Daniel u którego świetnie wypocząłem przed dalszą trasą.
Miki, teraz pasuje tło? :) Z początku chciałem zrobić białe litery z czarnym tłem, ale to chyba nie brak kontrastu męczył Twoje oczy?
Dzień II
Total odo: 998 km
Total time: 49:35 h
Zarwałem nockę, przez to jechałem w trybie 'byledocelu'.
Ruszyłem przed 8. - godzinę później niż planowałem, co jak się później okaże, mocno zniekształci plan pierwszych dwóch dni.
Na drodze wzdłuż Jeziorska, do Pęczniewa, na oblodzonym odcinku trzeba było jechać pooowolutku i ostrożnie, żeby się nie wyłożyć. Potem musiałem objechać skrót do Rossoszycy, żeby nie wpakować się w podobne warunki.
Planując trasę, nie sprawdziłem w jaką ulicę w Zduńskiej Woli wjechać, żeby dojechać do Wrzesin. To w połączeniu z niedokładna mapą i niewiedzą lokalsów doprowadziło że na mapie gmin mam dziurę - Zapolice.
A czas ciągle uciekał. W Łasku miałem dojechać na Lutomiersk, by zaliczyć Wodzierady, ale musiałem pojechać krajówką na Łódź, żeby zdążyć przed zamknięciem MP3Store. Czy mi to w czymś pomogło? Nie. Dziura na mapie jest nadal, a do sklepu, pomimo iż byłem przed 18. nie zdążyłem, bo jest otwarty do 17. (na stronie jest napisane co innego). Grrrr... Na koniec optymistyczny akcent - w Łodzi odebrał mnie Daniel u którego świetnie wypocząłem przed dalszą trasą.
Miki, teraz pasuje tło? :) Z początku chciałem zrobić białe litery z czarnym tłem, ale to chyba nie brak kontrastu męczył Twoje oczy?
Dzień II
Total odo: 998 km
Total time: 49:35 h
Ot tak
Sobota, 21 stycznia 2012 | dodano:21.01.2012Kategoria 'Koga, do 100 km, Wycieczka
Km: | 46.47 | Czas: | 02:23 | km/h: | 19.50 | Pr. maks.: | 35.81 | Rower: | Koga |
Stare Miasto - Barczygłów - Modlibogowice - Dąbroszyn - Główniew - Konin
W interesach
Piątek, 20 stycznia 2012 | dodano:21.01.2012Kategoria 'Koga, powyżej 200 km, Wycieczka
Km: | 260.39 | Czas: | 12:36 | km/h: | 20.67 | Pr. maks.: | 37.19 | Rower: | Koga |
Prognozy w końcu nie wyglądały tak pesymistycznie jak do tej pory, bo i deszczu miało nie być za dużo i wiatr w miarę łaskawy... no to co? MYK w drogę, kilka minut po siódmej.
Myślałem że będzie to zwykłe w te i nazad, ALE NIE!
Zaczęło się kilka kilometrów za Koninem - lekko przyhamowałem z przodu i rzuciło mnie jak szmatą :P Wpadłem w poślizg, zdążyłem pomyśleć o samochodzie jadącym za mną i o zrobieniu czegokolwiek żeby się przed nim nie wyłożyć. Zdążyłem się podeprzeć nogą i wykręciłem piękny piruet - obróciło mnie o 360* (no dobra, przesiadam - było tego ok. 330* stopni). Trauma taka że aż do Skulska wolałem się nie rozpędzać na tej szklance.
Zjedzone wczoraj wieczorem spaghetti działało jak napęd atomowy - na trasie skromne 'cośtam' wsunąłem dopiero ok. 80. kaema, bardziej 'na zaś' niż z głodu.
Na trasie 25. kilkanaście kilometrów przed Bydgoszczą pojawia się zakaz dla rowerów, oczywiście sensownej alternatywy nie ma. Jeszcze na poprawę nastroju kawałek za znakiem zakazu wyminął mnie radiowóz :P już w głowi zacząłem układać bajerę żeby nie wlepili mandatu, ale chyba Polucjanci mieli co innego do roboty, bo nie zwrócili na mnie uwagi.
Potem przebicie się przez Bydgoszcz (duże miasto - duże skrzyżowania, kilkupasmówki - tfu!) do magazynu CentrumRowerowego, by odebrać zamówienie - w końcu będę miał porządne światło na rowerze! Chłopaki jeszcze zalali mi termos i ruszyłem powrotem do domu. Jako że jazda na ruchliwej drodze jest dość męcząca, postanowiłem nadłożyć kilkanaście kilometrów i wrócić wojewódzkimi przez Łabiszyn, Barcin i Mogilno.
Po drodze zaczął sypać śnieg, nie dość że intensywnie to do tego wielkimi płatkami, na szczęście trwało to tylko kilka minut.
Za Barcinem droga zrobiła się dziwna - wąska i dziurawa, wojewódzkiej to nie przystoi. Zacząłem podejrzewać że się zgubiłem, moje wątpliwości się rozwiały gdy pośrodku niczego, szutrem wjechałem w las. A tu nagle jak z niebios z góry zjeżdża samochód :P Jak na zawołanie. Zatrzymałem go żeby zapytać o drogę patrzę a w środku para nastolatków. Nooo tak - las, odludzie i wszystko jasne! :D :D :D Szybko się ulotniłem żeby im nie przeszkadzać i zgodnie z ich instrukcją wróciłem do Barcina :P
Dalej horror - 'oszklona' brokatowa nawierzchnia. Na szczęście do domu dowiozłem wszystkie zęby. Na szczęście kilka kilometrów za Mogilnem było chyba cieplej, bo asfalt był mokry, ale 'szorstki'.
No i tak kilometr po kilometrze dojechałem do domu ok. 21.45.
Jechało się świetnie, pogoda jak na zimę była super. Mogłem tak sobie jechać i jechać, nie myślałem też jak na innych wycieczkach - 'byle do domu', a nawet przed Kazimierzem Biskupim zapuściłem się w nieznane, na co nie zdecydowałbym się gdybym chciał się jak najszybciej zaleźć w domu. Wiatr - do Bydgoszczy lekko w plecy, gdy wracałem nie przeszkadzał zbytnio.
No i lampka - Sigma Lightster się świetnie sprawdziła!
O! i to jest moja najwcześniejsza dwuseta w roku jaką zrobiłem.
Żyć, jechać i nie umierać! :D
Myślałem że będzie to zwykłe w te i nazad, ALE NIE!
Zaczęło się kilka kilometrów za Koninem - lekko przyhamowałem z przodu i rzuciło mnie jak szmatą :P Wpadłem w poślizg, zdążyłem pomyśleć o samochodzie jadącym za mną i o zrobieniu czegokolwiek żeby się przed nim nie wyłożyć. Zdążyłem się podeprzeć nogą i wykręciłem piękny piruet - obróciło mnie o 360* (no dobra, przesiadam - było tego ok. 330* stopni). Trauma taka że aż do Skulska wolałem się nie rozpędzać na tej szklance.
Zjedzone wczoraj wieczorem spaghetti działało jak napęd atomowy - na trasie skromne 'cośtam' wsunąłem dopiero ok. 80. kaema, bardziej 'na zaś' niż z głodu.
Na trasie 25. kilkanaście kilometrów przed Bydgoszczą pojawia się zakaz dla rowerów, oczywiście sensownej alternatywy nie ma. Jeszcze na poprawę nastroju kawałek za znakiem zakazu wyminął mnie radiowóz :P już w głowi zacząłem układać bajerę żeby nie wlepili mandatu, ale chyba Polucjanci mieli co innego do roboty, bo nie zwrócili na mnie uwagi.
Potem przebicie się przez Bydgoszcz (duże miasto - duże skrzyżowania, kilkupasmówki - tfu!) do magazynu CentrumRowerowego, by odebrać zamówienie - w końcu będę miał porządne światło na rowerze! Chłopaki jeszcze zalali mi termos i ruszyłem powrotem do domu. Jako że jazda na ruchliwej drodze jest dość męcząca, postanowiłem nadłożyć kilkanaście kilometrów i wrócić wojewódzkimi przez Łabiszyn, Barcin i Mogilno.
Po drodze zaczął sypać śnieg, nie dość że intensywnie to do tego wielkimi płatkami, na szczęście trwało to tylko kilka minut.
Za Barcinem droga zrobiła się dziwna - wąska i dziurawa, wojewódzkiej to nie przystoi. Zacząłem podejrzewać że się zgubiłem, moje wątpliwości się rozwiały gdy pośrodku niczego, szutrem wjechałem w las. A tu nagle jak z niebios z góry zjeżdża samochód :P Jak na zawołanie. Zatrzymałem go żeby zapytać o drogę patrzę a w środku para nastolatków. Nooo tak - las, odludzie i wszystko jasne! :D :D :D Szybko się ulotniłem żeby im nie przeszkadzać i zgodnie z ich instrukcją wróciłem do Barcina :P
Dalej horror - 'oszklona' brokatowa nawierzchnia. Na szczęście do domu dowiozłem wszystkie zęby. Na szczęście kilka kilometrów za Mogilnem było chyba cieplej, bo asfalt był mokry, ale 'szorstki'.
No i tak kilometr po kilometrze dojechałem do domu ok. 21.45.
Jechało się świetnie, pogoda jak na zimę była super. Mogłem tak sobie jechać i jechać, nie myślałem też jak na innych wycieczkach - 'byle do domu', a nawet przed Kazimierzem Biskupim zapuściłem się w nieznane, na co nie zdecydowałbym się gdybym chciał się jak najszybciej zaleźć w domu. Wiatr - do Bydgoszczy lekko w plecy, gdy wracałem nie przeszkadzał zbytnio.
No i lampka - Sigma Lightster się świetnie sprawdziła!
O! i to jest moja najwcześniejsza dwuseta w roku jaką zrobiłem.
Żyć, jechać i nie umierać! :D
Po mieście
Poniedziałek, 16 stycznia 2012 | dodano:16.01.2012Kategoria 'Koga, Użytkowo
Km: | 11.51 | Czas: | 00:31 | km/h: | 22.28 | Pr. maks.: | 37.55 | Rower: | Koga |
Wieczorkiem
Piątek, 13 stycznia 2012 | dodano:13.01.2012Kategoria 'Koga, do 100 km, Wycieczka
Km: | 47.78 | Czas: | 02:30 | km/h: | 19.11 | Pr. maks.: | 40.71 | Rower: | Koga |
Miałem okazję popatrzeć jak działa Sigma Lighster, co pozwoliło mi ostatecznie zdecydować się na ten model lampki. Właśnie zamawiam :D
Jeździłem gdzieś między Goliną, a Sokółkami, potem z Kawnic do domu.
Jeździłem gdzieś między Goliną, a Sokółkami, potem z Kawnic do domu.
Po mieście
Środa, 11 stycznia 2012 | dodano:11.01.2012Kategoria 'Koga, Wycieczka, do 100 km
Km: | 12.10 | Czas: | 00:38 | km/h: | 19.11 | Pr. maks.: | 34.84 | Rower: | Koga |
Krótka przejażdżka po mieście i najbliższej okolicy.
Mała Orkiestra Łańcuchowej Niemocy
Niedziela, 8 stycznia 2012 | dodano:09.01.2012Kategoria 'Koga, powyżej 100 km, Wypad
Km: | 145.30 | Czas: | 06:30 | km/h: | 22.35 | Pr. maks.: | 42.58 | Rower: | Koga |
Tę noc trochę przespałem, ale w tym celu musiałem się wyłożyć na podłodze w sali kuchennej. W dodatku miałem koszmar (buchnęli mi aparat, a w nim były zdjęcia z Wyprawki!). Odetchnąłem z ulgą, gdy zbierający się do drogi Miki mnie obudził.
Też zacząłem się szykować i o 8. byliśmy już w drodze, żwawo chłonąc kilometry.
Przed Inowrocławiem postanowiłem odciążyć trochę Mikiego i wybiłem na szpicę. Cóż... nie wiem czy zdążył przeczytać napis "Brooks" na moim siodełku, bo za długo nie pociąłem.
Dalej już sam (średnia poleciała na ryj :P ), wiatr zachodni (dotąd bardzo przyjacielski) utrudniał jazdę i poczułem że opadam z sił. Łyk maślanki smakowej z Lidla w Kruszwicy (nie ma to jak sobie odbić czekoladą zmieszaną z kiełbasą :P ).
Dalej czad! Po polu, prawie równolegle do mnie biegło mała grupka saren, a potem przecięły asfalt kilkanaście metrów przede mną.Czułem się jak Pocahontas w tym momencie (1:43): www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=7-2cn6Ez0IE#t=103s
XD
Dalej to już nudny powrót, gorąco-chłodny prysznic, micha i sen.
Tytuł wycieczki wziął się z faktu, że czerwony Spermishline (kto widział to coś, ten zrozumie) wypłukał się po ok. 100 km przez co łańcuch załapał złego tripa i myślał że jest skrzypcami ;) Jest to także nawiązanie do... :]
8.00 - 16-ileśtam (już ciemno, ale jeszcze widno :P )
Wenecja - Żnin - Chomętowo - Łabiszyn - Pęchowo - Krążkowo - Tarnowo Dln. - Tupadły - Rojewo - Ściborze - Więcsławice - Latkowo - Inowrocław - Kruszwica -
Też zacząłem się szykować i o 8. byliśmy już w drodze, żwawo chłonąc kilometry.
Przed Inowrocławiem postanowiłem odciążyć trochę Mikiego i wybiłem na szpicę. Cóż... nie wiem czy zdążył przeczytać napis "Brooks" na moim siodełku, bo za długo nie pociąłem.
Dalej już sam (średnia poleciała na ryj :P ), wiatr zachodni (dotąd bardzo przyjacielski) utrudniał jazdę i poczułem że opadam z sił. Łyk maślanki smakowej z Lidla w Kruszwicy (nie ma to jak sobie odbić czekoladą zmieszaną z kiełbasą :P ).
Dalej czad! Po polu, prawie równolegle do mnie biegło mała grupka saren, a potem przecięły asfalt kilkanaście metrów przede mną.Czułem się jak Pocahontas w tym momencie (1:43): www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=7-2cn6Ez0IE#t=103s
XD
Dalej to już nudny powrót, gorąco-chłodny prysznic, micha i sen.
Tytuł wycieczki wziął się z faktu, że czerwony Spermishline (kto widział to coś, ten zrozumie) wypłukał się po ok. 100 km przez co łańcuch załapał złego tripa i myślał że jest skrzypcami ;) Jest to także nawiązanie do... :]
8.00 - 16-ileśtam (już ciemno, ale jeszcze widno :P )
Wenecja - Żnin - Chomętowo - Łabiszyn - Pęchowo - Krążkowo - Tarnowo Dln. - Tupadły - Rojewo - Ściborze - Więcsławice - Latkowo - Inowrocław - Kruszwica -