Informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Gminne zdobycze

Linki

Znajomi

wszyscy znajomi(46)
ministat liczniki.org
Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2012

Dystans całkowity:1429.01 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:76:33
Średnia prędkość:18.67 km/h
Maksymalna prędkość:42.58 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:109.92 km i 5h 53m
Więcej statystyk

Dzień IV - Koniec imprezy!

Niedziela, 29 stycznia 2012 | dodano:05.02.2012Kategoria 'Koga, do 100 km, Wypad
Km:84.93Czas:06:40km/h:12.74Pr. maks.:42.58Rower:Koga

Wstajemy dość wcześnie, na szczęście się nie pochorowałem wiec mogliśmy ruszyć w trasę skoro świt. Michał - Podjazdy ze swoim GPSem znowu chciał wyprowadzić nas w jakieś 'niewiadomoco', ale zawieja zasypała szlak i pohamowała jego sadystyczne zapędy... tymczasowo ;-)
Spokojnie, asfalcikiem dotarliśmy do Ogrodzieńca, potem Ryczowa, Złożeńca i Bydlina. Jak wjechałem na górkę i zobaczyłem przez co brnie ekipa to aż zakurwowałem (poza tym że lubię marudzić, to nie byłem gotowy na takie odcinki bo ustaliliśmy że wstajemy wcześnie i bez lipy jedziemy do Krakowa żeby zdążyć na pociąg) :P
Kolejne atrakcje to Kaliś, małopowierzchniowe pustkowie śnieżne (świetna przeprawka!) i cudny Ojcowski Park Narodowy i spotkanie z arcyuprzejmymi krakowskimi kierowcami :P


Robota wre jak na robotniczym plakacie



Po co mi nożka?

KOOONIEC (nie chce mi się wchodzić w szczegóły :-P)






Total odo: 1 428 km
Total time: 76:35 h

Dzień III - Wyprawka

Sobota, 28 stycznia 2012 | dodano:05.02.2012Kategoria 'Koga, do 100 km, Wypad
Km:83.32Czas:06:10km/h:13.51Pr. maks.:33.34Rower:Koga

Znowu trzeba było czekać aż się spakuję (który to już raz?)...
Pierwszy odcinek ciężki - gruntówka 'zbombardowana' przez ciągnik. Później trochę lżej, ale dla zachowania podwyższonego tętna złapałem kapcia.


Nasz hotelik

Potem znowu trochę asfaltu, terenu i lodu, w międzyczasie gleba, dołączył do nas Yacek, ja odłączyłem się na gminy i znaleźliśmy się na zaporze w Poraju. Sesja foto, bo zaczęło zachodzić Słońce (ja nie robiłem zdjęć - mróz skutecznie mnie zniechęcił).

Kocówka to dojazd 'nienajprostszą' drogą (no przecież była taka fajna i spokojna wojewódzka!) do Myszkowa i Zawiercia, zawieja na koniec i herbatka u Zbyszka.
Mieliśmy ruszać na nocleg w jakieś chynchy, ale jako że Zbyszek zaprosił nas do siebie a ja przez zmęczenie nie wyglądałem najlepiej (obawiałem się że rano obudzę się chory), wybraliśmy luksusy.

Cieszowa - wypizdów - Boronów - wypizgarz - Starcza - Łysiec - Nierada - Poraj - Żarki-Letnisko - Myszków - ??? - Zawiercie

Dzień IV

Total odo: 1 343 km
Total time: 69:55 h

Dzień II - na Wyprawkę

Piątek, 27 stycznia 2012 | dodano:05.02.2012Kategoria 'Koga, powyżej 200 km, Wypad
Km:262.04Czas:14:09km/h:18.52Pr. maks.:37.19Rower:Koga

Rano nie musiałem się zrywać, bo sklep i tak otwierają o 10. Złożyłem reklamację, odtwarzacz przyjęli (to już sukces! ciekawe jak będzie z realizacją) i ruszyłem w trasę ok. 10.30. Sądziłem że dojeżdżając do Częstochowy będę miał na liczniku ok 200 km i zdążę przed 21. Rzeczywistość kopnęła mnie w jajka...

Przebitka przez Łódź i Pabianice... tfu!
Potem wojewódzką pod lekki wiatr do Bełchatowa. Gdzieś w połowie minął mnie kolarz, ale nie byłem w stanie wyrobić jego tempa i musiałem mu zsiąść z koła. Za to za Bełchatowem poł.-wsch. wiatr ładnie popychał i tak leciutko doturlałem się za Szczerców gdzie przystąpiłem do ciężkiego gminobrania.

W Konopnicy wyczułem ze obciera mi błotnik o koło, po oględzinach okazało się że
pękła dolna śruba mocująca bagażnik do ramy (i to tak perfidnie że nic z owej śruby nie wystaje z oczka). Jako że nie miałem ochoty na śrubkarską robotę na mrozie, jechałem na pojedynczym mocowaniu... do końca Wyprawki :-P
Cała ta heca sprawiła że ominąłem zjazd na Osjaków, co zauważyłem 5 km dalej, zawracać się zbytnio nie opłacało, dlatego postanowiłem kontynuować objazd. Zaczęło się robić ciemno, a mi wpadło kolejnych kilka 'dodatkowych' kilometrów - za Osjakowem planowałem skrót przez las (ponoć drogą utwardzoną) do Krzeczowa, ale jadąc krajową ósemką, nawet nie wypatrzyłem zjazdu, dlatego musiałem robić objazd przez Olewin i Wierzchlas...

Tu na mapce zaznaczyłem jak chciałem jechać (niebieski) a jak to odbyło się w praktyce (czerwony). + 20 km :(


Zaczęło robić się późno, ale postanowiłem nie odpuszczać gminom :-)

Kilka km dalej... parę minut później (na wojewódzkiej do Częstochowy jechałem między 22. a 23.)... i kilka stopni mniej (jeden z wyświetlaczy po drodze pokazywał -13*, a po północy, za Częstochową było już -14,5*)... Zaczęło mi się odechciewać i myślałem żeby przeczekać noc na dworcu, ale telefon od MartwejWiewiórki i wesoły gwar ekipy wyprawowej w tle (i słowo 'alkohol' :-P) podziałał motywująco.
Już za Częstochową przez okienko w drzwiach kupiłem wodę i napój. Czegoś rozgrzewającego się nie udało nabyć, bo po chwili namysłu sprzedawca stwierdził że nie można płacić kartą (pomimo naklejki na drzwiach 'tu zapłacisz kartą...") :-P Może w tej okolicy tylko gangsterzy jeżdżą na czarnych rowerach, więc chłop się wystraszył i nie chciał mnie wpuścić ;-)

Na koniec nie chciało mi się nawet robić dwóch km żeby zaliczyć pobliską gminę, skierowałem się na Cieszową i ok. 3. grzałem się przy ognisku.

Zamierzałem tak stać przy ognii całą noc, bo obawiałem się że wymarznę w nocy, ale zmęczenie szybko mnie pokonało. I dobrze, bo moje obawy okazały się niepotrzebne.

Dzień III

Total odo: 1 260 km
Total time: 63:45 h



Dzień I - na Wyprawkę, ale najpierw interesy w Łodzi

Czwartek, 26 stycznia 2012 | dodano:05.02.2012Kategoria 'Koga, powyżej 100 km, Wypad
Km:177.48Czas:09:04km/h:19.57Pr. maks.:34.84Rower:Koga

Coś nie idzie mi wpis z tej wycieczki, a to nie mogę się do niego zebrać, a to coś przełączę i wyczyszczę okno będąc w połowie relacji...

Zarwałem nockę, przez to jechałem w trybie 'byledocelu'.
Ruszyłem przed 8. - godzinę później niż planowałem, co jak się później okaże, mocno zniekształci plan pierwszych dwóch dni.

Na drodze wzdłuż Jeziorska, do Pęczniewa, na oblodzonym odcinku trzeba było jechać pooowolutku i ostrożnie, żeby się nie wyłożyć. Potem musiałem objechać skrót do Rossoszycy, żeby nie wpakować się w podobne warunki.
Planując trasę, nie sprawdziłem w jaką ulicę w Zduńskiej Woli wjechać, żeby dojechać do Wrzesin. To w połączeniu z niedokładna mapą i niewiedzą lokalsów doprowadziło że na mapie gmin mam dziurę - Zapolice.
A czas ciągle uciekał. W Łasku miałem dojechać na Lutomiersk, by zaliczyć Wodzierady, ale musiałem pojechać krajówką na Łódź, żeby zdążyć przed zamknięciem MP3Store. Czy mi to w czymś pomogło? Nie. Dziura na mapie jest nadal, a do sklepu, pomimo iż byłem przed 18. nie zdążyłem, bo jest otwarty do 17. (na stronie jest napisane co innego). Grrrr... Na koniec optymistyczny akcent - w Łodzi odebrał mnie Daniel u którego świetnie wypocząłem przed dalszą trasą.

Miki, teraz pasuje tło? :) Z początku chciałem zrobić białe litery z czarnym tłem, ale to chyba nie brak kontrastu męczył Twoje oczy?

Dzień II

Total odo: 998 km
Total time: 49:35 h

Ot tak

Sobota, 21 stycznia 2012 | dodano:21.01.2012Kategoria 'Koga, do 100 km, Wycieczka
Km:46.47Czas:02:23km/h:19.50Pr. maks.:35.81Rower:Koga

Stare Miasto - Barczygłów - Modlibogowice - Dąbroszyn - Główniew - Konin

W interesach

Piątek, 20 stycznia 2012 | dodano:21.01.2012Kategoria 'Koga, powyżej 200 km, Wycieczka
Km:260.39Czas:12:36km/h:20.67Pr. maks.:37.19Rower:Koga

Prognozy w końcu nie wyglądały tak pesymistycznie jak do tej pory, bo i deszczu miało nie być za dużo i wiatr w miarę łaskawy... no to co? MYK w drogę, kilka minut po siódmej.
Myślałem że będzie to zwykłe w te i nazad, ALE NIE!
Zaczęło się kilka kilometrów za Koninem - lekko przyhamowałem z przodu i rzuciło mnie jak szmatą :P Wpadłem w poślizg, zdążyłem pomyśleć o samochodzie jadącym za mną i o zrobieniu czegokolwiek żeby się przed nim nie wyłożyć. Zdążyłem się podeprzeć nogą i wykręciłem piękny piruet - obróciło mnie o 360* (no dobra, przesiadam - było tego ok. 330* stopni). Trauma taka że aż do Skulska wolałem się nie rozpędzać na tej szklance.
Zjedzone wczoraj wieczorem spaghetti działało jak napęd atomowy - na trasie skromne 'cośtam' wsunąłem dopiero ok. 80. kaema, bardziej 'na zaś' niż z głodu.
Na trasie 25. kilkanaście kilometrów przed Bydgoszczą pojawia się zakaz dla rowerów, oczywiście sensownej alternatywy nie ma. Jeszcze na poprawę nastroju kawałek za znakiem zakazu wyminął mnie radiowóz :P już w głowi zacząłem układać bajerę żeby nie wlepili mandatu, ale chyba Polucjanci mieli co innego do roboty, bo nie zwrócili na mnie uwagi.
Potem przebicie się przez Bydgoszcz (duże miasto - duże skrzyżowania, kilkupasmówki - tfu!) do magazynu CentrumRowerowego, by odebrać zamówienie - w końcu będę miał porządne światło na rowerze! Chłopaki jeszcze zalali mi termos i ruszyłem powrotem do domu. Jako że jazda na ruchliwej drodze jest dość męcząca, postanowiłem nadłożyć kilkanaście kilometrów i wrócić wojewódzkimi przez Łabiszyn, Barcin i Mogilno.
Po drodze zaczął sypać śnieg, nie dość że intensywnie to do tego wielkimi płatkami, na szczęście trwało to tylko kilka minut.
Za Barcinem droga zrobiła się dziwna - wąska i dziurawa, wojewódzkiej to nie przystoi. Zacząłem podejrzewać że się zgubiłem, moje wątpliwości się rozwiały gdy pośrodku niczego, szutrem wjechałem w las. A tu nagle jak z niebios z góry zjeżdża samochód :P Jak na zawołanie. Zatrzymałem go żeby zapytać o drogę patrzę a w środku para nastolatków. Nooo tak - las, odludzie i wszystko jasne! :D :D :D Szybko się ulotniłem żeby im nie przeszkadzać i zgodnie z ich instrukcją wróciłem do Barcina :P
Dalej horror - 'oszklona' brokatowa nawierzchnia. Na szczęście do domu dowiozłem wszystkie zęby. Na szczęście kilka kilometrów za Mogilnem było chyba cieplej, bo asfalt był mokry, ale 'szorstki'.
No i tak kilometr po kilometrze dojechałem do domu ok. 21.45.
Jechało się świetnie, pogoda jak na zimę była super. Mogłem tak sobie jechać i jechać, nie myślałem też jak na innych wycieczkach - 'byle do domu', a nawet przed Kazimierzem Biskupim zapuściłem się w nieznane, na co nie zdecydowałbym się gdybym chciał się jak najszybciej zaleźć w domu. Wiatr - do Bydgoszczy lekko w plecy, gdy wracałem nie przeszkadzał zbytnio.
No i lampka - Sigma Lightster się świetnie sprawdziła!
O! i to jest moja najwcześniejsza dwuseta w roku jaką zrobiłem.
Żyć, jechać i nie umierać! :D


Po mieście

Poniedziałek, 16 stycznia 2012 | dodano:16.01.2012Kategoria 'Koga, Użytkowo
Km:11.51Czas:00:31km/h:22.28Pr. maks.:37.55Rower:Koga

Wieczorkiem

Piątek, 13 stycznia 2012 | dodano:13.01.2012Kategoria 'Koga, do 100 km, Wycieczka
Km:47.78Czas:02:30km/h:19.11Pr. maks.:40.71Rower:Koga

Miałem okazję popatrzeć jak działa Sigma Lighster, co pozwoliło mi ostatecznie zdecydować się na ten model lampki. Właśnie zamawiam :D

Jeździłem gdzieś między Goliną, a Sokółkami, potem z Kawnic do domu.

Po mieście

Środa, 11 stycznia 2012 | dodano:11.01.2012Kategoria 'Koga, Wycieczka, do 100 km
Km:12.10Czas:00:38km/h:19.11Pr. maks.:34.84Rower:Koga

Krótka przejażdżka po mieście i najbliższej okolicy.

Mała Orkiestra Łańcuchowej Niemocy

Niedziela, 8 stycznia 2012 | dodano:09.01.2012Kategoria 'Koga, powyżej 100 km, Wypad
Km:145.30Czas:06:30km/h:22.35Pr. maks.:42.58Rower:Koga

Tę noc trochę przespałem, ale w tym celu musiałem się wyłożyć na podłodze w sali kuchennej. W dodatku miałem koszmar (buchnęli mi aparat, a w nim były zdjęcia z Wyprawki!). Odetchnąłem z ulgą, gdy zbierający się do drogi Miki mnie obudził.
Też zacząłem się szykować i o 8. byliśmy już w drodze, żwawo chłonąc kilometry.
Przed Inowrocławiem postanowiłem odciążyć trochę Mikiego i wybiłem na szpicę. Cóż... nie wiem czy zdążył przeczytać napis "Brooks" na moim siodełku, bo za długo nie pociąłem.
Dalej już sam (średnia poleciała na ryj :P ), wiatr zachodni (dotąd bardzo przyjacielski) utrudniał jazdę i poczułem że opadam z sił. Łyk maślanki smakowej z Lidla w Kruszwicy (nie ma to jak sobie odbić czekoladą zmieszaną z kiełbasą :P ).

Dalej czad! Po polu, prawie równolegle do mnie biegło mała grupka saren, a potem przecięły asfalt kilkanaście metrów przede mną.Czułem się jak Pocahontas w tym momencie (1:43): www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=7-2cn6Ez0IE#t=103s
XD

Dalej to już nudny powrót, gorąco-chłodny prysznic, micha i sen.

Tytuł wycieczki wziął się z faktu, że czerwony Spermishline (kto widział to coś, ten zrozumie) wypłukał się po ok. 100 km przez co łańcuch załapał złego tripa i myślał że jest skrzypcami ;) Jest to także nawiązanie do... :]

8.00 - 16-ileśtam (już ciemno, ale jeszcze widno :P )

Wenecja - Żnin - Chomętowo - Łabiszyn - Pęchowo - Krążkowo - Tarnowo Dln. - Tupadły - Rojewo - Ściborze - Więcsławice - Latkowo - Inowrocław - Kruszwica -
  • Moje rowery

  • Kategorie bloga

    archiwum

    szukaj