Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2012
Dystans całkowity: | 1378.21 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 68:35 |
Średnia prędkość: | 19.94 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.47 km/h |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 62.65 km i 3h 15m |
Więcej statystyk |
Majówka dz. III - Kończ waść...
Środa, 2 maja 2012 | dodano:13.05.2012Kategoria 'uberMieszczuch, do 100 km, Wypad
Km: | 27.23 | Czas: | 01:27 | km/h: | 18.78 | Pr. maks.: | 27.00 | Rower: | uberMieszczuch |
Zaczęło się od dojazdu do Krajenki (bez łatania ;) )
W Krajence nie mieli dętek, wulkanizatora nie było... Gdy ja znów chodziłem od domu do domu, Olo pod sklepem zaczepił właściwego człowieka :) Miał w rowerze dokładnie taką dętkę jakiej potrzebowałem. Wymiana i w drogę.
Dojechaliśmy do Złotowa, tam chiałem dopompować tylne koło, by nie złapać później snejka. Zabrał się do tego szpec z serwisu wyposażony w kompresor. PIERDUT! Podziękowałem i postanowiłem wrócić do domu.
Winny temu wszystkiemu był stan tylnego koła w uberMieszczuchu - już przed wyjazdem brakowało dwóch szprych, a że, to rower drugiej kategorii, więc nie garnąłem się do naprawienia tego. Efekty już znacie...
Dwa ostatnie kapcie były wyjątkowo wredne - wieczorny z dnia poprzedniego (ten złapany zaraz po łataniu) nie był spowodowany przez źle przyklejoną łatkę, a przez nypel, który nie tyle zrobił dziurę, co lekko rozciął dętkę. To samo stało się po podpompowaniu w Złotowie.
Co śmieszniejsze w ub. roku na uberMieszczuchu zrobiłem ponad 4kkm (w tym na kilku dwudniówkach i na majówce) i złapałem tylko jednego kapcia i to w mieście!
Wersja Ola
Moje zdjęcia
Buntowo - Krajenka - Węgierce - Złotów
W Krajence nie mieli dętek, wulkanizatora nie było... Gdy ja znów chodziłem od domu do domu, Olo pod sklepem zaczepił właściwego człowieka :) Miał w rowerze dokładnie taką dętkę jakiej potrzebowałem. Wymiana i w drogę.
Dojechaliśmy do Złotowa, tam chiałem dopompować tylne koło, by nie złapać później snejka. Zabrał się do tego szpec z serwisu wyposażony w kompresor. PIERDUT! Podziękowałem i postanowiłem wrócić do domu.
Winny temu wszystkiemu był stan tylnego koła w uberMieszczuchu - już przed wyjazdem brakowało dwóch szprych, a że, to rower drugiej kategorii, więc nie garnąłem się do naprawienia tego. Efekty już znacie...
Dwa ostatnie kapcie były wyjątkowo wredne - wieczorny z dnia poprzedniego (ten złapany zaraz po łataniu) nie był spowodowany przez źle przyklejoną łatkę, a przez nypel, który nie tyle zrobił dziurę, co lekko rozciął dętkę. To samo stało się po podpompowaniu w Złotowie.
Co śmieszniejsze w ub. roku na uberMieszczuchu zrobiłem ponad 4kkm (w tym na kilku dwudniówkach i na majówce) i złapałem tylko jednego kapcia i to w mieście!
Wersja Ola
Moje zdjęcia
Buntowo - Krajenka - Węgierce - Złotów
Majówka dz. II
Wtorek, 1 maja 2012 | dodano:13.05.2012Kategoria 'uberMieszczuch, powyżej 100 km, Wypad
Km: | 126.37 | Czas: | 05:55 | km/h: | 21.36 | Pr. maks.: | 49.30 | Rower: | uberMieszczuch |
Ruszamy o 8.20. Do Ujścia jedziemy bardzo sprawnie - wiatr nam sprzyja.
Kilka km przed Piłą zaczęła się zła passa. Czuję, że z tyłu 'siada' mi opona. Trafiła się stacja benzynowa, a mieliśmy już dwa powody (drugie śniadanie) by zjechać, więc to uczyniliśmy.
Posileni jeźdźcy i podreperowane wierzchowce ruszyły w dalszą trasę, by nie przejechawszy nawet kilometra znów stanąć... Znowu schodzi mi powietrze! Nie wiem czy to kolejna guma, czy efekt mojej nieudolnej naprawy. Na próbę pompuję i... łamię zaworek! Sytuację pogarszają dwa fakty: nie mam zapasowej dętki, a dziś I maja - sklepy zamknięte! Ups... Musiałem sobie urządzić kilkukilometrowy spacerek na przedmieścia Piły, a tam chodzić od domu do domu i pytać ludzi czy nie mają na zbyciu dętki z zaworkiem presta (tylko taki wchodzi w obręcze uberMieszczucha). Po ok. 2 h od ruszenia spod stacji, znalazłem! Miałem szczęście i trafiłem na lokalnego rowerzystę, który miał akurat dętki do kolarki. Udostępnił nam też swój warsztat.
Pomimo iż gumka była bardzo cieniutka, a ja miałem oponę ok. 1,5, to dała radę przewieźć mnie... ok. 80 km, by pod koniec dnia się przebić. Łatanie też nie szło zbytnio - ciężko coś przykleić do takiej cienkiej dętki - moja łatka nie złapała na brzegu, inna nie chciała w ogóle przylgnąć, dopiero przekrojona na pół łatka od Ola jako tako się przykleiła.
Jadę! Pierdut! Tsssss*... Dziś już miałem dość serwisowania, a i tak już zmierzchało, więc postanowiliśmy poszukać miejsca na nocleg w Buntowie. Wokoło niby-dworku było sporo miejsca na namiot, spróbowaliśmy więc, pomimo iż po podwórku luzem biegał duży pies (w pewnym momencie do mnie podszedł, a nie miałem przy sobie roweru i poczułem się niepewnie, choć nie wyglądało na to by miał złe zamiary). W samym dworku ktoś był, nawet w okienku drzwi pojawił się jakiś młodzik, coś powiedział (nawet nie wiem czy do mnie) i zniknął. Spróbowałem jeszcze raz, cisza... cóż...
Olo pojechał na rekonesans i znalazł fajne miejsce na skraju lasu. Ja zostałem 2 km w tyle, a nie miałem ochoty na długi spacer (krajobraz zmienia się tak wolnooo), więc wskoczyłem na swój kulawy rower i pojechałem.
Dzień III
Młynary - Szamocin - Chodzież - Piła - Śmiłowo - Łobeżnica - Buntowo.
Kilka km przed Piłą zaczęła się zła passa. Czuję, że z tyłu 'siada' mi opona. Trafiła się stacja benzynowa, a mieliśmy już dwa powody (drugie śniadanie) by zjechać, więc to uczyniliśmy.
Posileni jeźdźcy i podreperowane wierzchowce ruszyły w dalszą trasę, by nie przejechawszy nawet kilometra znów stanąć... Znowu schodzi mi powietrze! Nie wiem czy to kolejna guma, czy efekt mojej nieudolnej naprawy. Na próbę pompuję i... łamię zaworek! Sytuację pogarszają dwa fakty: nie mam zapasowej dętki, a dziś I maja - sklepy zamknięte! Ups... Musiałem sobie urządzić kilkukilometrowy spacerek na przedmieścia Piły, a tam chodzić od domu do domu i pytać ludzi czy nie mają na zbyciu dętki z zaworkiem presta (tylko taki wchodzi w obręcze uberMieszczucha). Po ok. 2 h od ruszenia spod stacji, znalazłem! Miałem szczęście i trafiłem na lokalnego rowerzystę, który miał akurat dętki do kolarki. Udostępnił nam też swój warsztat.
Pomimo iż gumka była bardzo cieniutka, a ja miałem oponę ok. 1,5, to dała radę przewieźć mnie... ok. 80 km, by pod koniec dnia się przebić. Łatanie też nie szło zbytnio - ciężko coś przykleić do takiej cienkiej dętki - moja łatka nie złapała na brzegu, inna nie chciała w ogóle przylgnąć, dopiero przekrojona na pół łatka od Ola jako tako się przykleiła.
Jadę! Pierdut! Tsssss*... Dziś już miałem dość serwisowania, a i tak już zmierzchało, więc postanowiliśmy poszukać miejsca na nocleg w Buntowie. Wokoło niby-dworku było sporo miejsca na namiot, spróbowaliśmy więc, pomimo iż po podwórku luzem biegał duży pies (w pewnym momencie do mnie podszedł, a nie miałem przy sobie roweru i poczułem się niepewnie, choć nie wyglądało na to by miał złe zamiary). W samym dworku ktoś był, nawet w okienku drzwi pojawił się jakiś młodzik, coś powiedział (nawet nie wiem czy do mnie) i zniknął. Spróbowałem jeszcze raz, cisza... cóż...
Olo pojechał na rekonesans i znalazł fajne miejsce na skraju lasu. Ja zostałem 2 km w tyle, a nie miałem ochoty na długi spacer (krajobraz zmienia się tak wolnooo), więc wskoczyłem na swój kulawy rower i pojechałem.
Dzień III
Młynary - Szamocin - Chodzież - Piła - Śmiłowo - Łobeżnica - Buntowo.