Wpisy archiwalne w kategorii
'Koga
Dystans całkowity: | 12061.31 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 601:20 |
Średnia prędkość: | 20.06 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.47 km/h |
Liczba aktywności: | 227 |
Średnio na aktywność: | 53.13 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
M.
Czwartek, 4 kwietnia 2013 | dodano:13.04.2013Kategoria Użytkowo, 'Koga
Km: | 18.33 | Czas: | 00:49 | km/h: | 22.44 | Pr. maks.: | 40.01 | Rower: | Koga |
Total odo: 1 534 km
Total time: 83:53 h
Total time: 83:53 h
Śnieżna ściana w drodze po gminy, czyli wielkanocny wypad którego nie było
Niedziela, 31 marca 2013 | dodano:02.04.2013Kategoria 'Koga, powyżej 100 km, Wycieczka
Km: | 145.47 | Czas: | 09:27 | km/h: | 15.39 | Pr. maks.: | 38.29 | Rower: | Koga |
Plany byłby wielkie... 8 dni, setki kilometrów, dziesiątki gmin, pewnie kilka fajnych zdjęć i miłych wspomnień. Skończyło się na wystawieniu nosa za Wielkopolskę i powolnym powrocie.
W Niedzielę wielkanocną, po śniadaniu, śniadaniu i zakąsce zacząłem się zbierać do wyruszenia. Jak za oknem zobaczyłem, że wali śnieg, stwierdziłem, że chyba będzie trzeba skrócić trasę.
Już kilka razy zrezygnowałem z wyjazdu, z powodu niesprzyjających prognoz, które w dodatku się nie sprawdzały, więc tym razem postanowiłem się nimi nie sugerować i jechać na żywioł (poza tym ostano słucham w czasie jazdy "Moby Dicka", więc ciągnęło mnie ku kolejnym przygodom bohaterów, jak i ku swojej). No i Żywioł dostałem, w ryj, przez kilka godzin walił po oczach.
Zaczęło się niewinnie
Z początku myślałem: 'to tylko śnieg', 'lepsze to niż deszcz'. Pierwsze myśli o odwrocie pojawiły się po 35km, ale 'to nie wypada tak szybko się poddawać', 'tyle przygotowań pójdzie na marne'. Poza tym humor bardzo dopisywał.
Później po 50km: "teraz wracać? Zrobić 100 pustych kilometrów? Bes sęsu".
100% NO LOGO
Wtedy była to ostatnia szansa na sprawny powrót, po którym mogłem jeszcze przed zmrokiem być w domu i winszować sobie rozsądku, skończyło się na napoleońskim odwrocie. Ujechałem jeszcze 20 km, śnieg walił w najlepsze i nie wyglądało na to, żeby w najbliższym czasie miał przestać. Rozumu nabrałem dopiero gdy przemokły mi buty, w dodatku dość dobre, nie tanie, na gore-texie (na szczęście to darowany koń, więc mu zębów nie powybijam). Dzwonię do domu, bracia sprawdzają mi prognozy - ma padać resztę dnia, całą noc i jeszcze następny dzień. Łolaboga, odwrót, gore, ratuj się kto może! Na takie warunki nie byłem przygotowany.
Shimano Ice Tech -1
Na moje szczęście pośrodku niczego, znalazłem stacyjkę kolejową, w dodatku otwartą.
Dalsza droga to męka, przez godzinę jezdnię całkowicie zasypało. Jedzie się źle, czasami poniżej 10 km/h. Kilka razy muszę szarpać się z kierownicą, by nie wyrżnąć. Po drodze mijam jakiś rozkwaszony samochód, a inny 'zaparkowany' w rowie.
Gdy wracam na krajówkę, trochę się poprawia, pojawiają się pługi, ale to tylko chwilowe rozwiązanie - raz jedzie się lepiej, raz gorzej.
Właśnie takie mozolne i ostrożne wleczenie mnie najbardziej dobijało, a momentami doprowadzało do wścieklizny. Taka karuzela trwała do samego końca, a najgorszym warunkom musiałem stawić czoła we własnym mieście (Konin kładzie piłę łańcuchową na odśnieżanie!).
Pokonanie 70-ciu km zajęło mi 6h, wróciłem ok. 0:30.
Trasa: Konin - Brzeźno - Wyszyna - Władysławów - Turek - Uniejów - Kłódno - Uniejów - Turek - Tuliszków - Konin. Łącznie 145 km w około pół doby...
Bałwanek
P.S. Wstępnie planowałem do Skierniewic dojechać pociągiem, na szczęście (bo wtedy dopiero byłbym udupiony) odstąpiłem od tego pomysłu jeszcze w sobotę.
Reszta zdjęć:
Źle
Gorzej
To już nawet nie jest droga
Przedni żart, się kurwa uśmiałem...
Na koniec optymistyczny akcent :D
Dziękuję, dobranoc.
Total odo: 1 516 km
Total time: 83:03 h
W Niedzielę wielkanocną, po śniadaniu, śniadaniu i zakąsce zacząłem się zbierać do wyruszenia. Jak za oknem zobaczyłem, że wali śnieg, stwierdziłem, że chyba będzie trzeba skrócić trasę.
Już kilka razy zrezygnowałem z wyjazdu, z powodu niesprzyjających prognoz, które w dodatku się nie sprawdzały, więc tym razem postanowiłem się nimi nie sugerować i jechać na żywioł (poza tym ostano słucham w czasie jazdy "Moby Dicka", więc ciągnęło mnie ku kolejnym przygodom bohaterów, jak i ku swojej). No i Żywioł dostałem, w ryj, przez kilka godzin walił po oczach.
Zaczęło się niewinnie
Z początku myślałem: 'to tylko śnieg', 'lepsze to niż deszcz'. Pierwsze myśli o odwrocie pojawiły się po 35km, ale 'to nie wypada tak szybko się poddawać', 'tyle przygotowań pójdzie na marne'. Poza tym humor bardzo dopisywał.
Później po 50km: "teraz wracać? Zrobić 100 pustych kilometrów? Bes sęsu".
100% NO LOGO
Wtedy była to ostatnia szansa na sprawny powrót, po którym mogłem jeszcze przed zmrokiem być w domu i winszować sobie rozsądku, skończyło się na napoleońskim odwrocie. Ujechałem jeszcze 20 km, śnieg walił w najlepsze i nie wyglądało na to, żeby w najbliższym czasie miał przestać. Rozumu nabrałem dopiero gdy przemokły mi buty, w dodatku dość dobre, nie tanie, na gore-texie (na szczęście to darowany koń, więc mu zębów nie powybijam). Dzwonię do domu, bracia sprawdzają mi prognozy - ma padać resztę dnia, całą noc i jeszcze następny dzień. Łolaboga, odwrót, gore, ratuj się kto może! Na takie warunki nie byłem przygotowany.
Shimano Ice Tech -1
Na moje szczęście pośrodku niczego, znalazłem stacyjkę kolejową, w dodatku otwartą.
Dalsza droga to męka, przez godzinę jezdnię całkowicie zasypało. Jedzie się źle, czasami poniżej 10 km/h. Kilka razy muszę szarpać się z kierownicą, by nie wyrżnąć. Po drodze mijam jakiś rozkwaszony samochód, a inny 'zaparkowany' w rowie.
Gdy wracam na krajówkę, trochę się poprawia, pojawiają się pługi, ale to tylko chwilowe rozwiązanie - raz jedzie się lepiej, raz gorzej.
Właśnie takie mozolne i ostrożne wleczenie mnie najbardziej dobijało, a momentami doprowadzało do wścieklizny. Taka karuzela trwała do samego końca, a najgorszym warunkom musiałem stawić czoła we własnym mieście (Konin kładzie piłę łańcuchową na odśnieżanie!).
Pokonanie 70-ciu km zajęło mi 6h, wróciłem ok. 0:30.
Trasa: Konin - Brzeźno - Wyszyna - Władysławów - Turek - Uniejów - Kłódno - Uniejów - Turek - Tuliszków - Konin. Łącznie 145 km w około pół doby...
Bałwanek
P.S. Wstępnie planowałem do Skierniewic dojechać pociągiem, na szczęście (bo wtedy dopiero byłbym udupiony) odstąpiłem od tego pomysłu jeszcze w sobotę.
Reszta zdjęć:
Źle
Gorzej
To już nawet nie jest droga
Przedni żart, się kurwa uśmiałem...
Na koniec optymistyczny akcent :D
Dziękuję, dobranoc.
Total odo: 1 516 km
Total time: 83:03 h
Zzzzzimno!
Sobota, 23 marca 2013 | dodano:24.03.2013Kategoria 'Koga, do 100 km, Wycieczka
Km: | 46.47 | Czas: | 02:15 | km/h: | 20.65 | Pr. maks.: | 32.78 | Rower: | Koga |
Kazimierz Biskupi - Helenowo - Różanowo - Ślesin - Honoratka -Konin
Total odo: 972 km
Total time: 53:44 h
Total odo: 972 km
Total time: 53:44 h
M.
Poniedziałek, 18 marca 2013 | dodano:18.03.2013Kategoria Użytkowo, 'Koga
Km: | 4.50 | Czas: | 00:14 | km/h: | 19.29 | Pr. maks.: | 29.47 | Rower: | Koga |
Total odo: 926 km
Total time: 51:29 h
Total time: 51:29 h
M.
Sobota, 16 marca 2013 | dodano:16.03.2013Kategoria 'Koga, Użytkowo
Km: | 15.52 | Czas: | 00:44 | km/h: | 21.16 | Pr. maks.: | 34.53 | Rower: | Koga |
Total odo: 921 km
Total time: 51:15 h
Total time: 51:15 h
Przedwiosenne gminobranie dz. V - Koniec
Środa, 6 marca 2013 | dodano:15.03.2013Kategoria 'Koga, powyżej 100 km, Użytkowo
Km: | 120.84 | Czas: | 06:00 | km/h: | 20.14 | Pr. maks.: | 34.53 | Rower: | Koga |
Powrót i tyle. Nie ma się nad czym rozpisywać.
Pozostaje jedynie napisać, że to bardzo udany wyjazd. Brakowało mi noclegów pod namiotem. Wymarzłem co prawda, ale i tak było fajnie.
Na szczęście nie była to kolejna pogoń za gminami (na tę jeszcze chyba nie jestem gotowy, bo kolana ciągle mnie bolą) - dystanse umiarkowane, a po drodze sporo ciekawych miejsc zobaczyłem.
Ale w największym stopniu za sukces wyjazdu odpowiadają 3 dni bezchmurnego nieba. Humor poprawiało także słuchowisko "Przygody dobrego wojaka Szwejka" - z wręcz gwiazdorska obsadą. W takich warunkach marznie się z uśmiechem na ustach!
Jeszce tylko link do galerii z wyjazdu:
Klik
I mapka:
Total odo: 906 km
Total time: 50:30 h
Pozostaje jedynie napisać, że to bardzo udany wyjazd. Brakowało mi noclegów pod namiotem. Wymarzłem co prawda, ale i tak było fajnie.
Na szczęście nie była to kolejna pogoń za gminami (na tę jeszcze chyba nie jestem gotowy, bo kolana ciągle mnie bolą) - dystanse umiarkowane, a po drodze sporo ciekawych miejsc zobaczyłem.
Ale w największym stopniu za sukces wyjazdu odpowiadają 3 dni bezchmurnego nieba. Humor poprawiało także słuchowisko "Przygody dobrego wojaka Szwejka" - z wręcz gwiazdorska obsadą. W takich warunkach marznie się z uśmiechem na ustach!
Jeszce tylko link do galerii z wyjazdu:
Klik
I mapka:
Total odo: 906 km
Total time: 50:30 h
Przedwiosenne gminobranie dz. IV - ostatki
Wtorek, 5 marca 2013 | dodano:15.03.2013Kategoria 'Koga, powyżej 100 km, Wypad
Km: | 165.29 | Czas: | 09:05 | km/h: | 18.20 | Pr. maks.: | 39.67 | Rower: | Koga |
Dzień zacząłem od małego odkrycia - pięknego renesansowego dworu w Piotrowicach. Wspaniały, unikatowy obiekt, a niestety, jak wiele innych zabytków Dolnego Śląska popada w ruinę.
Dobrze rozwinięty zmysł gminny uchronił mnie przed ominięciem Żarowa. Przydałby się jeszcze umiejętność przewidywania przyszłości, tak to nie goniłbym ciągnika, który w momencie dogonienia odbił w boczna drogę.
Ostatnia atrakcja wyjazdu to Świdnica - przepiękne miasto. Sporo dobrze zachowanych niemieckich kamienic i rynek pełen zdobień. Jest też Kościół Pokoju, ale ten - przy cenie 40zł za wejście - raczej wkurza człowieka. Choć w gratisie była muzyka organowa odtwarzana z płyty, nie skusiłem się.
Potem już tylko parcie na północ, ostatnie gminy i przebitka przez tfu! Wrocław (ten dreszczyk emocji, gdy jedzie się jezdnią wzdłuż ścieżki).
Na nocleg próbowałem znaleźć czatownię w okolicach Milicza, ale nie było żadnej w okolicy, wiec rozbiłem się w lesie na wielkopolsko-dolnośląskim pograniczu.
Dzień V
Total odo: 785 km
Total time: 44:31 h
Dobrze rozwinięty zmysł gminny uchronił mnie przed ominięciem Żarowa. Przydałby się jeszcze umiejętność przewidywania przyszłości, tak to nie goniłbym ciągnika, który w momencie dogonienia odbił w boczna drogę.
Ostatnia atrakcja wyjazdu to Świdnica - przepiękne miasto. Sporo dobrze zachowanych niemieckich kamienic i rynek pełen zdobień. Jest też Kościół Pokoju, ale ten - przy cenie 40zł za wejście - raczej wkurza człowieka. Choć w gratisie była muzyka organowa odtwarzana z płyty, nie skusiłem się.
Potem już tylko parcie na północ, ostatnie gminy i przebitka przez tfu! Wrocław (ten dreszczyk emocji, gdy jedzie się jezdnią wzdłuż ścieżki).
Na nocleg próbowałem znaleźć czatownię w okolicach Milicza, ale nie było żadnej w okolicy, wiec rozbiłem się w lesie na wielkopolsko-dolnośląskim pograniczu.
Dzień V
Total odo: 785 km
Total time: 44:31 h
Przedwiosenne gminobranie dz. III - biało
Poniedziałek, 4 marca 2013 | dodano:15.03.2013Kategoria 'Koga, powyżej 100 km, Wypad
Km: | 124.94 | Czas: | 07:56 | km/h: | 15.75 | Pr. maks.: | 45.50 | Rower: | Koga |
Jak to bywa z noclegami w miejscach publicznych, rano jest się w centrum uwagi. Gdy leżem cały przykryty folią, ktoś zrobił zdjęcie, a później dzieciaki przedyskutowały czy to ktoś minie nakrył folią.
Choć zmarznięty, to w drogę ruszyłem uśmiechnięty, bo na niebie nie było ani jednej chmurki.
Za Dzierżoniowem zaczął się gwóźdź programu - przełęcz Walimska. Widoki co prawda III klasa, ale uroczo wyglądały drzewa uginające się od pokrywającego je lodu.
Na wałbrzyskim rynku zostałem okrzyknięty zwiastunem Wiosny, ale patrząc na to co teraz (15 III) mam za oknem, pozostaje jedynie stwierdzić, że jeden sakwiarz owej Wiosny nie czyni.
Tuż przed zmierzchem zwiedzam Książ, który jest niczym przyczajony hipcio - stoisz przed nim i wcale nie sprawia wrażenia dużego obiektu, ale wystarczy trochę odejść spojrzeć z boku - bydle!
Potem już tyko wzium z górki, do jakiegoś lasu pod Jaworzyną, gdzie spędziłem noc.
Dzień IV
Total odo: 620 km
Total time: 35:26 h
Choć zmarznięty, to w drogę ruszyłem uśmiechnięty, bo na niebie nie było ani jednej chmurki.
Za Dzierżoniowem zaczął się gwóźdź programu - przełęcz Walimska. Widoki co prawda III klasa, ale uroczo wyglądały drzewa uginające się od pokrywającego je lodu.
Na wałbrzyskim rynku zostałem okrzyknięty zwiastunem Wiosny, ale patrząc na to co teraz (15 III) mam za oknem, pozostaje jedynie stwierdzić, że jeden sakwiarz owej Wiosny nie czyni.
Tuż przed zmierzchem zwiedzam Książ, który jest niczym przyczajony hipcio - stoisz przed nim i wcale nie sprawia wrażenia dużego obiektu, ale wystarczy trochę odejść spojrzeć z boku - bydle!
Potem już tyko wzium z górki, do jakiegoś lasu pod Jaworzyną, gdzie spędziłem noc.
Dzień IV
Total odo: 620 km
Total time: 35:26 h
Przedwiosenne gminobranie dz. II - typowa niedziela, szara i nudna.
Niedziela, 3 marca 2013 | dodano:15.03.2013Kategoria 'Koga, powyżej 100 km, Wypad
Km: | 131.94 | Czas: | 08:08 | km/h: | 16.22 | Pr. maks.: | 31.44 | Rower: | Koga |
Się wyspałem nieskromnie! Wyruszam grubo po 10.
Dalszy ciąg miały moje zmagania z wiatrem. Po doczłapaniu się do Oleśnicy schroniłem się na dworcu. Tam w zaciszu ugotowałem sobie zupkę, a w kasie wydębiłem wrzątek do termosu.
W czasie przerwy Słońce wyjrzało zza chmur - od razu robi mi się raźniej.
W ub. roku w drodze na Zlot o włos ominąłem gminę Czernica. By ją teraz zaliczyć musiałem nadłożyć sporo drogi. I to jakiej! Kołowanie po wioskach, pytanie ludzi, brnięcie przez błoto w lesie... Biorąc pod uwagę te warunki, udzielam sobie rozgrzeszenia za niezaliczenie tej gminy w ub. roku (wtedy jechałem w żwawej grupie i byłby problem z jej dogonieniem).
Jednak istnieje sprawiedliwość na świecie - swoiste wyrównanie za powyższe przeciwności. Okazało się, że nie muszę przebijać się przez Wrocław by przekroczyć Odrę - w Dobrzykowicach jest most prosto do gminy której zmierzam - Siechnic.
Gdy już zapadły ciemności spać przyszło mi w bramie jakiegoś folwarku, bo miejsca na namiot mogłem jeszcze przez wiele km nie znaleźć. Gdy już leżałem, przeszła przez nią, tuz obok mnie mała grupka, ale chyba mnie nawet nie zauważyli. Za to nad ranem, przez pół godziny oszczekiwał mnie pies. To chyba zemsta za 'odparcie ataku' jego pobratymca ;-)
Dzień III
Total odo: 495 km
Total time: 27:29 h
Dalszy ciąg miały moje zmagania z wiatrem. Po doczłapaniu się do Oleśnicy schroniłem się na dworcu. Tam w zaciszu ugotowałem sobie zupkę, a w kasie wydębiłem wrzątek do termosu.
W czasie przerwy Słońce wyjrzało zza chmur - od razu robi mi się raźniej.
W ub. roku w drodze na Zlot o włos ominąłem gminę Czernica. By ją teraz zaliczyć musiałem nadłożyć sporo drogi. I to jakiej! Kołowanie po wioskach, pytanie ludzi, brnięcie przez błoto w lesie... Biorąc pod uwagę te warunki, udzielam sobie rozgrzeszenia za niezaliczenie tej gminy w ub. roku (wtedy jechałem w żwawej grupie i byłby problem z jej dogonieniem).
Jednak istnieje sprawiedliwość na świecie - swoiste wyrównanie za powyższe przeciwności. Okazało się, że nie muszę przebijać się przez Wrocław by przekroczyć Odrę - w Dobrzykowicach jest most prosto do gminy której zmierzam - Siechnic.
Gdy już zapadły ciemności spać przyszło mi w bramie jakiegoś folwarku, bo miejsca na namiot mogłem jeszcze przez wiele km nie znaleźć. Gdy już leżałem, przeszła przez nią, tuz obok mnie mała grupka, ale chyba mnie nawet nie zauważyli. Za to nad ranem, przez pół godziny oszczekiwał mnie pies. To chyba zemsta za 'odparcie ataku' jego pobratymca ;-)
Dzień III
Total odo: 495 km
Total time: 27:29 h
Przedwiosenne gminobranie dz. I - P., a potem... ooo to się działo!
Sobota, 2 marca 2013 | dodano:15.03.2013Kategoria 'Koga, powyżej 100 km, Wypad
Km: | 132.60 | Czas: | 07:56 | km/h: | 16.71 | Pr. maks.: | 30.63 | Rower: | Koga |
Zanim wyruszyłem o 15., przez kilka godzin mogłem się jedynie gapić przez okno i liczyć, ze pojawiające się na niebie chmury nie zasnują całego nieba. Nie odważyły się ;-) Za to wiatr był bardziej bezczelny. Dął z zachodu, jakby miał umowę na akord (czytaj: mocno). Ja zmierzałem na południe, wiec z planu dotarcia za Oleśnicę szybko rezygnuje. "Oby do granicy dolnośląskiego' postanowiłem.
Po raz kolejny ciepłej gościny udzielił mi dworzec w Ostrowie Wlkp., potem z postojami było nietęgo, jedynie żeby wpakować bułę w zęby i ruszyć w dalszą drogę.
Już w niedzielę osiągam cel, zjeżdżam do pierwszego lasku i co jest dla mnie zaskoczeniem rozkładam namiot na śniegu.
Dzień II
Dla niecierpliwych link do podsumowania, tam też znajduje się link do galerii Klik
Total odo: 363 km
Total time: 19:21 h
Po raz kolejny ciepłej gościny udzielił mi dworzec w Ostrowie Wlkp., potem z postojami było nietęgo, jedynie żeby wpakować bułę w zęby i ruszyć w dalszą drogę.
Już w niedzielę osiągam cel, zjeżdżam do pierwszego lasku i co jest dla mnie zaskoczeniem rozkładam namiot na śniegu.
Dzień II
Dla niecierpliwych link do podsumowania, tam też znajduje się link do galerii Klik
Total odo: 363 km
Total time: 19:21 h