Wpisy archiwalne w kategorii
Wypad
Dystans całkowity: | 6175.63 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 313:29 |
Średnia prędkość: | 19.70 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.47 km/h |
Liczba aktywności: | 43 |
Średnio na aktywność: | 143.62 km i 7h 17m |
Więcej statystyk |
Żywiołowo dz. IX - nie taki straszny ...
Czwartek, 22 marca 2012 | dodano:24.03.2012Kategoria 'Koga, tęgie dystanse, Wypad
Km: | 302.20 | Czas: | 14:24 | km/h: | 20.99 | Pr. maks.: | 45.95 | Rower: | Koga |
Jak wyznaczyłem trasę na ten odcinek, lekko się zląkłem - 300 km. Przejechać da się bez problemu, ale fajnie byłoby skończyć przed 4. w nocy :-P By temu zaradzić wstaję o 3.45 i kilka min. przed 5. - z lekką tremą - ruszam.
Wiatr, choć zachodni, wiał słabo i jeśli już go odczułem, to nie przeszkadzał zbytnio.
Pierwsze 75 km zrobiłem bez zatrzymywania. Na 75. i 130. km zrobiłem dość krótkie przerwy, a dopiero na 200. km wsunąłem kilka kanapek.
Czas mijał mi bardzo szybko, ja też się nie ociągałem i ok. 21.20 byłem już u Daniela. Trasa zajęła mi ok. 16,5 h, czyli na postoje zeszło ok. 2. h, co jak na mnie jest wybitnym wynikiem. Widać trema wyszła mi na dobre i pozwoliła utrzymać należytą dyscyplinę :-)
Dzień X
Total odo: 3 334 km
Total time: 168:59 h
Wiatr, choć zachodni, wiał słabo i jeśli już go odczułem, to nie przeszkadzał zbytnio.
Pierwsze 75 km zrobiłem bez zatrzymywania. Na 75. i 130. km zrobiłem dość krótkie przerwy, a dopiero na 200. km wsunąłem kilka kanapek.
Czas mijał mi bardzo szybko, ja też się nie ociągałem i ok. 21.20 byłem już u Daniela. Trasa zajęła mi ok. 16,5 h, czyli na postoje zeszło ok. 2. h, co jak na mnie jest wybitnym wynikiem. Widać trema wyszła mi na dobre i pozwoliła utrzymać należytą dyscyplinę :-)
Dzień X
Total odo: 3 334 km
Total time: 168:59 h
Żywiołowo dz. VI - początek końca
Poniedziałek, 19 marca 2012 | dodano:21.03.2012Kategoria 'Koga, powyżej 200 km, Wypad
Km: | 213.77 | Czas: | 10:48 | km/h: | 19.79 | Pr. maks.: | 50.61 | Rower: | Koga |
W niedziele z Tranquilem i Mikim połaziliśmy po Krakowie - wleźliśmy na kopiec Kraka, potem wymoczyłem nogi w stawie w Zakrzówku, a na koniec sprwdziliśmy co ciekawego mają w Decathlonie. Przeszliśmy sporo, ale i tak lepsze to, niż jeździć na rowerze ;-P
W pon. ruszyłem w dalszą drogę - na Kielce. Znowu gminy, kilka góreczek i kilkadziesiąt km zmagań z wiatrem.
Przez kolejne dwa dni, jadłem, odpoczywałem, jadłem i czekając na lepszy wiatr jadłem.
Dzień IX
Total odo: 3 032 km
Total time: 154:35 h
W pon. ruszyłem w dalszą drogę - na Kielce. Znowu gminy, kilka góreczek i kilkadziesiąt km zmagań z wiatrem.
Przez kolejne dwa dni, jadłem, odpoczywałem, jadłem i czekając na lepszy wiatr jadłem.
Dzień IX
Total odo: 3 032 km
Total time: 154:35 h
Żywiołowo dz. IV - ufffffff...
Sobota, 17 marca 2012 | dodano:24.03.2012Kategoria 'Koga, do 100 km, Wypad
Km: | 71.15 | Czas: | 03:19 | km/h: | 21.45 | Pr. maks.: | 44.20 | Rower: | Koga |
Krótki wypad z Tranquilem, Mikim150 i Waxem (przewinął się też Iwo) - została mi jedna podkrakowska gmina do zaliczenia (Czernichów) i tak jakby wyjechaliśmy po Daniela i Aarda. Chłopaki wypili kilka piwek pod kopcem Piłsudskiego, a potem ścieżką z Tyńca pognaliśmy na miasto, coś wsunąć i zaopatrzyć się (w mleko) na wieczorną imprezę.
Ostatnie dni mnie nieźle styrały, do tego mam zajechany napęd (największy blat 'niedostępny'), przez co nie byłem w stanie wyrobić tempa ekipy i gdzieś tam sapałem z tyłu. W dodatku strasznie nie chciało mi się kręcić i tylko odliczałem metry do kolejnych przerw, które na szczęście, były częste i długie.
Dzień VI
Total odo 2 812 km
Total time: 143:46 h
Ostatnie dni mnie nieźle styrały, do tego mam zajechany napęd (największy blat 'niedostępny'), przez co nie byłem w stanie wyrobić tempa ekipy i gdzieś tam sapałem z tyłu. W dodatku strasznie nie chciało mi się kręcić i tylko odliczałem metry do kolejnych przerw, które na szczęście, były częste i długie.
Dzień VI
Total odo 2 812 km
Total time: 143:46 h
Żywiołowo dz. III - wstyd przed Ryśkiem
Piątek, 16 marca 2012 | dodano:17.03.2012Kategoria 'Koga, powyżej 200 km, Wypad
Km: | 274.03 | Czas: | 14:25 | km/h: | 19.01 | Pr. maks.: | 47.00 | Rower: | Koga |
Chłopak z nizin rzucił się na górki, co skończyło się katowaniem od 7. do 1. w nocy. Wlokłem się strasznie, a sporo czasu zeszło na postoje - stąd ten wstyd.
Pod Wieliczką, ok. 14. przyłączył się do mnie Waxmund, ale odłączył się za Nowym Brzeskiem z powodu bólu kolana, a ja sam ruszyłem w ciemność po gminy.
W Krakowie jeszcze tylko dmuchnąłem w balonik i dotarłem do Waxa.
Ufff... byłem już wycieńczony i z zapowiadanego piwka wyszła tylko herbata, kąpiel i spaaaaanie.
BTW nie wiem Wax jak ty jechałeś że wyszło Ci 30 km przez Kraków.
Licznik pokazał v max - 72.98 km, ale wydaje mi się że nabił to w mojej kieszeni
Dzień IV
Total odo: 2 747 km
Total time: 140:27 h
Pod Wieliczką, ok. 14. przyłączył się do mnie Waxmund, ale odłączył się za Nowym Brzeskiem z powodu bólu kolana, a ja sam ruszyłem w ciemność po gminy.
W Krakowie jeszcze tylko dmuchnąłem w balonik i dotarłem do Waxa.
Ufff... byłem już wycieńczony i z zapowiadanego piwka wyszła tylko herbata, kąpiel i spaaaaanie.
BTW nie wiem Wax jak ty jechałeś że wyszło Ci 30 km przez Kraków.
Licznik pokazał v max - 72.98 km, ale wydaje mi się że nabił to w mojej kieszeni
Dzień IV
Total odo: 2 747 km
Total time: 140:27 h
Żywiołowo dz. II - Mroczne Widmo
Czwartek, 15 marca 2012 | dodano:24.03.2012Kategoria 'Koga, powyżej 200 km, Wypad
Km: | 241.87 | Czas: | 12:18 | km/h: | 19.66 | Pr. maks.: | 41.44 | Rower: | Koga |
Start z Łodzi trochę po 7.
Już na drodze do Piotrkowa pojawia się problem - schodzi mi powietrze z tylnej opony, ale zostaje go na tyle, że mogę przejechać kilkanaście km do serwisu, gdzie kupiłem dętkę (poprzednia była już zbyt wiele razy łatana). Okazało się też, że opona dogorywa, w niej też jest dziurka i muszę ją załatać.
Od tego momentu nie opuszcza mnie mroczne widmo kolejnych gum, klapy wyjazdu i końca wszechświata.
Spora część trasy przebiegła mi po zakazanej DK1. Planowałem tylko krótkie odcinki, ale jakoś tak wyszło ;-) Dopiero na zjeździe zwrócił mi uwagę kierowca taksówki:
- Co robisz na tej drodze?
- Jadę. Muszę się dostać do Olkusza - odpowiedziałem.
- Nie powinno Cię tu być.
- Już tą drogą jadę spod Piotrkowa. Jest pobocze.
- Kierowcy o tobie mówią. Jesteś ponoć jesteś niebezpieczny.
Przez chwilę poczułem się jak Waxmund XD Poza tym dobrze zrobiłem, bo na równoległej krajówce bez zakazu grasowało Zielone Tico urywające sakwy.
Potem nerwy skołatane pękniętą gumą, ukoiła sielanka na Jurze. Taka chwila wytchnienia przed kolejnymi problemami - dziura w przedniej oponie. No w mordę! Przez 15 kkm ani razu nie nawaliła. Widać czekała na odpowiedni moment. I znów nie było to zwykłe przebicie, a rozcięcie. Ale resztek ciśnienia starczyło na kilkadziesiąt km i załatałem dętkę dopiero na noclegu i wbrew obawom było to Ostatnie Łatanie.
Potem to już tylko, marznięcie w mgłach, ostatnie gminy tego dnia i wleczenie się po górkach ze zmęczenia, bo ostatni posiłek jadłem kilka h wcześniej.
Ostatecznie po. 23. doturlałem się do MarkaR
Dzień III
Total odo: 2 473 km
Total time: 126:02 h
Już na drodze do Piotrkowa pojawia się problem - schodzi mi powietrze z tylnej opony, ale zostaje go na tyle, że mogę przejechać kilkanaście km do serwisu, gdzie kupiłem dętkę (poprzednia była już zbyt wiele razy łatana). Okazało się też, że opona dogorywa, w niej też jest dziurka i muszę ją załatać.
Od tego momentu nie opuszcza mnie mroczne widmo kolejnych gum, klapy wyjazdu i końca wszechświata.
Spora część trasy przebiegła mi po zakazanej DK1. Planowałem tylko krótkie odcinki, ale jakoś tak wyszło ;-) Dopiero na zjeździe zwrócił mi uwagę kierowca taksówki:
- Co robisz na tej drodze?
- Jadę. Muszę się dostać do Olkusza - odpowiedziałem.
- Nie powinno Cię tu być.
- Już tą drogą jadę spod Piotrkowa. Jest pobocze.
- Kierowcy o tobie mówią. Jesteś ponoć jesteś niebezpieczny.
Przez chwilę poczułem się jak Waxmund XD Poza tym dobrze zrobiłem, bo na równoległej krajówce bez zakazu grasowało Zielone Tico urywające sakwy.
Potem nerwy skołatane pękniętą gumą, ukoiła sielanka na Jurze. Taka chwila wytchnienia przed kolejnymi problemami - dziura w przedniej oponie. No w mordę! Przez 15 kkm ani razu nie nawaliła. Widać czekała na odpowiedni moment. I znów nie było to zwykłe przebicie, a rozcięcie. Ale resztek ciśnienia starczyło na kilkadziesiąt km i załatałem dętkę dopiero na noclegu i wbrew obawom było to Ostatnie Łatanie.
Potem to już tylko, marznięcie w mgłach, ostatnie gminy tego dnia i wleczenie się po górkach ze zmęczenia, bo ostatni posiłek jadłem kilka h wcześniej.
Ostatecznie po. 23. doturlałem się do MarkaR
Dzień III
Total odo: 2 473 km
Total time: 126:02 h
Żywiołowo dz. I
Środa, 14 marca 2012 | dodano:24.03.2012Kategoria 'Koga, powyżej 100 km, Wypad
Km: | 127.15 | Czas: | 05:29 | km/h: | 23.19 | Pr. maks.: | 51.57 | Rower: | Koga |
Pierwszy dzień wypadu do Krakowa, na festiwal 3. Żywioły, a raczej na imprezę ze znajomymi z forum podrozerowerowe.inf,o która to tradycyjnie odbywa się po pokazach. Przy okazji chciałem też zamalować kilka plam na mapie gmin.
Dzisiaj krótki etap - do Aarda. Spokojnie ruszyłem ok. 14. i w współpracy z zach. wiatrem dość szybko dotarłem do Łodzi.
Konin - Wyszyna - Władysławów - Turek - Uniejów - Poddębice - Aleksandrów - Łódź
Dzień II
Total odo.: 2 231 km
Total time: 113:43 h
Dzisiaj krótki etap - do Aarda. Spokojnie ruszyłem ok. 14. i w współpracy z zach. wiatrem dość szybko dotarłem do Łodzi.
Konin - Wyszyna - Władysławów - Turek - Uniejów - Poddębice - Aleksandrów - Łódź
Dzień II
Total odo.: 2 231 km
Total time: 113:43 h
Dzień IV - Koniec imprezy!
Niedziela, 29 stycznia 2012 | dodano:05.02.2012Kategoria 'Koga, do 100 km, Wypad
Km: | 84.93 | Czas: | 06:40 | km/h: | 12.74 | Pr. maks.: | 42.58 | Rower: | Koga |
Wstajemy dość wcześnie, na szczęście się nie pochorowałem wiec mogliśmy ruszyć w trasę skoro świt. Michał - Podjazdy ze swoim GPSem znowu chciał wyprowadzić nas w jakieś 'niewiadomoco', ale zawieja zasypała szlak i pohamowała jego sadystyczne zapędy... tymczasowo ;-)
Spokojnie, asfalcikiem dotarliśmy do Ogrodzieńca, potem Ryczowa, Złożeńca i Bydlina. Jak wjechałem na górkę i zobaczyłem przez co brnie ekipa to aż zakurwowałem (poza tym że lubię marudzić, to nie byłem gotowy na takie odcinki bo ustaliliśmy że wstajemy wcześnie i bez lipy jedziemy do Krakowa żeby zdążyć na pociąg) :P
Kolejne atrakcje to Kaliś, małopowierzchniowe pustkowie śnieżne (świetna przeprawka!) i cudny Ojcowski Park Narodowy i spotkanie z arcyuprzejmymi krakowskimi kierowcami :P
Robota wre jak na robotniczym plakacie
Po co mi nożka?
KOOONIEC (nie chce mi się wchodzić w szczegóły :-P)
Total odo: 1 428 km
Total time: 76:35 h
Spokojnie, asfalcikiem dotarliśmy do Ogrodzieńca, potem Ryczowa, Złożeńca i Bydlina. Jak wjechałem na górkę i zobaczyłem przez co brnie ekipa to aż zakurwowałem (poza tym że lubię marudzić, to nie byłem gotowy na takie odcinki bo ustaliliśmy że wstajemy wcześnie i bez lipy jedziemy do Krakowa żeby zdążyć na pociąg) :P
Kolejne atrakcje to Kaliś, małopowierzchniowe pustkowie śnieżne (świetna przeprawka!) i cudny Ojcowski Park Narodowy i spotkanie z arcyuprzejmymi krakowskimi kierowcami :P
Robota wre jak na robotniczym plakacie
Po co mi nożka?
KOOONIEC (nie chce mi się wchodzić w szczegóły :-P)
Total odo: 1 428 km
Total time: 76:35 h
Dzień III - Wyprawka
Sobota, 28 stycznia 2012 | dodano:05.02.2012Kategoria 'Koga, do 100 km, Wypad
Km: | 83.32 | Czas: | 06:10 | km/h: | 13.51 | Pr. maks.: | 33.34 | Rower: | Koga |
Znowu trzeba było czekać aż się spakuję (który to już raz?)...
Pierwszy odcinek ciężki - gruntówka 'zbombardowana' przez ciągnik. Później trochę lżej, ale dla zachowania podwyższonego tętna złapałem kapcia.
Nasz hotelik
Potem znowu trochę asfaltu, terenu i lodu, w międzyczasie gleba, dołączył do nas Yacek, ja odłączyłem się na gminy i znaleźliśmy się na zaporze w Poraju. Sesja foto, bo zaczęło zachodzić Słońce (ja nie robiłem zdjęć - mróz skutecznie mnie zniechęcił).
Kocówka to dojazd 'nienajprostszą' drogą (no przecież była taka fajna i spokojna wojewódzka!) do Myszkowa i Zawiercia, zawieja na koniec i herbatka u Zbyszka.
Mieliśmy ruszać na nocleg w jakieś chynchy, ale jako że Zbyszek zaprosił nas do siebie a ja przez zmęczenie nie wyglądałem najlepiej (obawiałem się że rano obudzę się chory), wybraliśmy luksusy.
Cieszowa - wypizdów - Boronów - wypizgarz - Starcza - Łysiec - Nierada - Poraj - Żarki-Letnisko - Myszków - ??? - Zawiercie
Dzień IV
Total odo: 1 343 km
Total time: 69:55 h
Pierwszy odcinek ciężki - gruntówka 'zbombardowana' przez ciągnik. Później trochę lżej, ale dla zachowania podwyższonego tętna złapałem kapcia.
Nasz hotelik
Potem znowu trochę asfaltu, terenu i lodu, w międzyczasie gleba, dołączył do nas Yacek, ja odłączyłem się na gminy i znaleźliśmy się na zaporze w Poraju. Sesja foto, bo zaczęło zachodzić Słońce (ja nie robiłem zdjęć - mróz skutecznie mnie zniechęcił).
Kocówka to dojazd 'nienajprostszą' drogą (no przecież była taka fajna i spokojna wojewódzka!) do Myszkowa i Zawiercia, zawieja na koniec i herbatka u Zbyszka.
Mieliśmy ruszać na nocleg w jakieś chynchy, ale jako że Zbyszek zaprosił nas do siebie a ja przez zmęczenie nie wyglądałem najlepiej (obawiałem się że rano obudzę się chory), wybraliśmy luksusy.
Cieszowa - wypizdów - Boronów - wypizgarz - Starcza - Łysiec - Nierada - Poraj - Żarki-Letnisko - Myszków - ??? - Zawiercie
Dzień IV
Total odo: 1 343 km
Total time: 69:55 h
Dzień II - na Wyprawkę
Piątek, 27 stycznia 2012 | dodano:05.02.2012Kategoria 'Koga, powyżej 200 km, Wypad
Km: | 262.04 | Czas: | 14:09 | km/h: | 18.52 | Pr. maks.: | 37.19 | Rower: | Koga |
Rano nie musiałem się zrywać, bo sklep i tak otwierają o 10. Złożyłem reklamację, odtwarzacz przyjęli (to już sukces! ciekawe jak będzie z realizacją) i ruszyłem w trasę ok. 10.30. Sądziłem że dojeżdżając do Częstochowy będę miał na liczniku ok 200 km i zdążę przed 21. Rzeczywistość kopnęła mnie w jajka...
Przebitka przez Łódź i Pabianice... tfu!
Potem wojewódzką pod lekki wiatr do Bełchatowa. Gdzieś w połowie minął mnie kolarz, ale nie byłem w stanie wyrobić jego tempa i musiałem mu zsiąść z koła. Za to za Bełchatowem poł.-wsch. wiatr ładnie popychał i tak leciutko doturlałem się za Szczerców gdzie przystąpiłem do ciężkiego gminobrania.
W Konopnicy wyczułem ze obciera mi błotnik o koło, po oględzinach okazało się że
pękła dolna śruba mocująca bagażnik do ramy (i to tak perfidnie że nic z owej śruby nie wystaje z oczka). Jako że nie miałem ochoty na śrubkarską robotę na mrozie, jechałem na pojedynczym mocowaniu... do końca Wyprawki :-P
Cała ta heca sprawiła że ominąłem zjazd na Osjaków, co zauważyłem 5 km dalej, zawracać się zbytnio nie opłacało, dlatego postanowiłem kontynuować objazd. Zaczęło się robić ciemno, a mi wpadło kolejnych kilka 'dodatkowych' kilometrów - za Osjakowem planowałem skrót przez las (ponoć drogą utwardzoną) do Krzeczowa, ale jadąc krajową ósemką, nawet nie wypatrzyłem zjazdu, dlatego musiałem robić objazd przez Olewin i Wierzchlas...
Tu na mapce zaznaczyłem jak chciałem jechać (niebieski) a jak to odbyło się w praktyce (czerwony). + 20 km :(
Zaczęło robić się późno, ale postanowiłem nie odpuszczać gminom :-)
Kilka km dalej... parę minut później (na wojewódzkiej do Częstochowy jechałem między 22. a 23.)... i kilka stopni mniej (jeden z wyświetlaczy po drodze pokazywał -13*, a po północy, za Częstochową było już -14,5*)... Zaczęło mi się odechciewać i myślałem żeby przeczekać noc na dworcu, ale telefon od MartwejWiewiórki i wesoły gwar ekipy wyprawowej w tle (i słowo 'alkohol' :-P) podziałał motywująco.
Już za Częstochową przez okienko w drzwiach kupiłem wodę i napój. Czegoś rozgrzewającego się nie udało nabyć, bo po chwili namysłu sprzedawca stwierdził że nie można płacić kartą (pomimo naklejki na drzwiach 'tu zapłacisz kartą...") :-P Może w tej okolicy tylko gangsterzy jeżdżą na czarnych rowerach, więc chłop się wystraszył i nie chciał mnie wpuścić ;-)
Na koniec nie chciało mi się nawet robić dwóch km żeby zaliczyć pobliską gminę, skierowałem się na Cieszową i ok. 3. grzałem się przy ognisku.
Zamierzałem tak stać przy ognii całą noc, bo obawiałem się że wymarznę w nocy, ale zmęczenie szybko mnie pokonało. I dobrze, bo moje obawy okazały się niepotrzebne.
Dzień III
Total odo: 1 260 km
Total time: 63:45 h
Przebitka przez Łódź i Pabianice... tfu!
Potem wojewódzką pod lekki wiatr do Bełchatowa. Gdzieś w połowie minął mnie kolarz, ale nie byłem w stanie wyrobić jego tempa i musiałem mu zsiąść z koła. Za to za Bełchatowem poł.-wsch. wiatr ładnie popychał i tak leciutko doturlałem się za Szczerców gdzie przystąpiłem do ciężkiego gminobrania.
W Konopnicy wyczułem ze obciera mi błotnik o koło, po oględzinach okazało się że
pękła dolna śruba mocująca bagażnik do ramy (i to tak perfidnie że nic z owej śruby nie wystaje z oczka). Jako że nie miałem ochoty na śrubkarską robotę na mrozie, jechałem na pojedynczym mocowaniu... do końca Wyprawki :-P
Cała ta heca sprawiła że ominąłem zjazd na Osjaków, co zauważyłem 5 km dalej, zawracać się zbytnio nie opłacało, dlatego postanowiłem kontynuować objazd. Zaczęło się robić ciemno, a mi wpadło kolejnych kilka 'dodatkowych' kilometrów - za Osjakowem planowałem skrót przez las (ponoć drogą utwardzoną) do Krzeczowa, ale jadąc krajową ósemką, nawet nie wypatrzyłem zjazdu, dlatego musiałem robić objazd przez Olewin i Wierzchlas...
Tu na mapce zaznaczyłem jak chciałem jechać (niebieski) a jak to odbyło się w praktyce (czerwony). + 20 km :(
Zaczęło robić się późno, ale postanowiłem nie odpuszczać gminom :-)
Kilka km dalej... parę minut później (na wojewódzkiej do Częstochowy jechałem między 22. a 23.)... i kilka stopni mniej (jeden z wyświetlaczy po drodze pokazywał -13*, a po północy, za Częstochową było już -14,5*)... Zaczęło mi się odechciewać i myślałem żeby przeczekać noc na dworcu, ale telefon od MartwejWiewiórki i wesoły gwar ekipy wyprawowej w tle (i słowo 'alkohol' :-P) podziałał motywująco.
Już za Częstochową przez okienko w drzwiach kupiłem wodę i napój. Czegoś rozgrzewającego się nie udało nabyć, bo po chwili namysłu sprzedawca stwierdził że nie można płacić kartą (pomimo naklejki na drzwiach 'tu zapłacisz kartą...") :-P Może w tej okolicy tylko gangsterzy jeżdżą na czarnych rowerach, więc chłop się wystraszył i nie chciał mnie wpuścić ;-)
Na koniec nie chciało mi się nawet robić dwóch km żeby zaliczyć pobliską gminę, skierowałem się na Cieszową i ok. 3. grzałem się przy ognisku.
Zamierzałem tak stać przy ognii całą noc, bo obawiałem się że wymarznę w nocy, ale zmęczenie szybko mnie pokonało. I dobrze, bo moje obawy okazały się niepotrzebne.
Dzień III
Total odo: 1 260 km
Total time: 63:45 h
Dzień I - na Wyprawkę, ale najpierw interesy w Łodzi
Czwartek, 26 stycznia 2012 | dodano:05.02.2012Kategoria 'Koga, powyżej 100 km, Wypad
Km: | 177.48 | Czas: | 09:04 | km/h: | 19.57 | Pr. maks.: | 34.84 | Rower: | Koga |
Coś nie idzie mi wpis z tej wycieczki, a to nie mogę się do niego zebrać, a to coś przełączę i wyczyszczę okno będąc w połowie relacji...
Zarwałem nockę, przez to jechałem w trybie 'byledocelu'.
Ruszyłem przed 8. - godzinę później niż planowałem, co jak się później okaże, mocno zniekształci plan pierwszych dwóch dni.
Na drodze wzdłuż Jeziorska, do Pęczniewa, na oblodzonym odcinku trzeba było jechać pooowolutku i ostrożnie, żeby się nie wyłożyć. Potem musiałem objechać skrót do Rossoszycy, żeby nie wpakować się w podobne warunki.
Planując trasę, nie sprawdziłem w jaką ulicę w Zduńskiej Woli wjechać, żeby dojechać do Wrzesin. To w połączeniu z niedokładna mapą i niewiedzą lokalsów doprowadziło że na mapie gmin mam dziurę - Zapolice.
A czas ciągle uciekał. W Łasku miałem dojechać na Lutomiersk, by zaliczyć Wodzierady, ale musiałem pojechać krajówką na Łódź, żeby zdążyć przed zamknięciem MP3Store. Czy mi to w czymś pomogło? Nie. Dziura na mapie jest nadal, a do sklepu, pomimo iż byłem przed 18. nie zdążyłem, bo jest otwarty do 17. (na stronie jest napisane co innego). Grrrr... Na koniec optymistyczny akcent - w Łodzi odebrał mnie Daniel u którego świetnie wypocząłem przed dalszą trasą.
Miki, teraz pasuje tło? :) Z początku chciałem zrobić białe litery z czarnym tłem, ale to chyba nie brak kontrastu męczył Twoje oczy?
Dzień II
Total odo: 998 km
Total time: 49:35 h
Zarwałem nockę, przez to jechałem w trybie 'byledocelu'.
Ruszyłem przed 8. - godzinę później niż planowałem, co jak się później okaże, mocno zniekształci plan pierwszych dwóch dni.
Na drodze wzdłuż Jeziorska, do Pęczniewa, na oblodzonym odcinku trzeba było jechać pooowolutku i ostrożnie, żeby się nie wyłożyć. Potem musiałem objechać skrót do Rossoszycy, żeby nie wpakować się w podobne warunki.
Planując trasę, nie sprawdziłem w jaką ulicę w Zduńskiej Woli wjechać, żeby dojechać do Wrzesin. To w połączeniu z niedokładna mapą i niewiedzą lokalsów doprowadziło że na mapie gmin mam dziurę - Zapolice.
A czas ciągle uciekał. W Łasku miałem dojechać na Lutomiersk, by zaliczyć Wodzierady, ale musiałem pojechać krajówką na Łódź, żeby zdążyć przed zamknięciem MP3Store. Czy mi to w czymś pomogło? Nie. Dziura na mapie jest nadal, a do sklepu, pomimo iż byłem przed 18. nie zdążyłem, bo jest otwarty do 17. (na stronie jest napisane co innego). Grrrr... Na koniec optymistyczny akcent - w Łodzi odebrał mnie Daniel u którego świetnie wypocząłem przed dalszą trasą.
Miki, teraz pasuje tło? :) Z początku chciałem zrobić białe litery z czarnym tłem, ale to chyba nie brak kontrastu męczył Twoje oczy?
Dzień II
Total odo: 998 km
Total time: 49:35 h